Translate

środa, 31 października 2012

Rozdział 16

- Gdzieś ty się szlajała ?! Wiesz jak się o ciebie martwiłam ?!
- Jezu, byłam się przejść, wielkie mi co. - nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- Mogłaś chociaż zadzwonić, że będziesz później.
- O K A Y . S P O K O J N I E ! Żyję, tak ? No. Więc się USPOKÓJ.
- Nie mów do mnie w taki sposób.
- mam 17 lat , mogę mówić jak chcę.
- masz 17, a zachowujesz się jak na 5.
- Dobra, weź skończ. - mówię i wchodzę do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Siedzę jakieś 20 minut, gapiąc się w jakże intrygującą ścianę, wyzbytą od jakichkolwiek obrazków.
Uspokoiłam się już trochę. Teraz sumienie zaczyna się odzywać - muszę przeprosić Mary.
Wychodzę z pokoju. Mary siedzi przy stole zakrywając twarz w dłoniach. Chyba płacze.
- Mary ? - zaczynam, siadając naprzeciwko. Mary odkrywa twarz. Nie płakała, ale niewiele brakuje...
- Tak ?
- Ja.. przepraszam. Nie chciałam tak powiedzieć. Nie chcę się z tobą kłócić. Przepraszam.
- Ja też przepraszam..
- Nie masz za co przecież. To jak... zgoda?
- Dobrze. - Mary lekko się uśmiecha, odwzajemniam to.
Atmosfera trochę się rozluźnia. Popołudnie przebiega bez większych problemów. Dzisiaj ja robię obiad.
Zdaję sobie sprawę, że gotowanie nie jest takie złe. Dawniej gotowała mama....
Ręce zaczynają mi drżeć, a ja muszę powstrzymywać łzy.
- Wszystko ok? - Mary to zauważa..
- T-tak..
KONIEC KRISTEN, KONIEC ! Uśmiech, Kris, uśmiech ! Miałaś się cieszyć ! C I E S Z Y Ć .
Ok. Opanowałam się.
- Dziś będzie kurczak. - Dodaję, śmiejąc się ( moim zdaniem sztucznie )
- Mmmm.... pośpiesz się ! Aha i mam do ciebie pytanie..
- Tak ?
- Nie przeszkadzałoby ci, gdyby przyszedł do mnie dzisiaj kolega?
- Kolega? - mówię, uśmiechając się wymownie.
- Tak, kolega.
- Haha, jaasne.
- No tak ! Weź przestań . Billy pracuje dziś na 1 zmianę i ma wolny wieczór.
- Billy? To ten doktor, u którego byliśmy kiedyś z Davidem ?
- Tak.
- To w takim razie nie będę wam przeszkadzać. Pójdę sobie do kina czy coś. - Trochę ściemniam, ale okoliczności sprzyjają, żebym mogła wkońcu swobodnie wyjść, więc korzystam.
- Nie musisz, ale jakbyś chciała to ...
- Haha, daj spokój. Wiem, że chcecie być sami, nie musisz mi się tłumaczyć. - Puszczam Mary oczko, i nie przestaję się uśmiechać. po moich słowach Mary robi się czerwona. - Oficjalnie nie jesteście razem?
- KRISTEN ! - Krzyczy Mary i rzuca we mnie ścierką, śmiejąc się.
- Hahaha, już idę, BAWCIE SIĘ DOBRZE GOŁĄBECZKI ! Cześć ! - Śmieję się i wychodzę, zostawiając Mary w (mam nadzieję) dobrych rękach.


- Hej skarbie - David siedzi na murze przy wejściu do parku.
- Zejdziesz z tamtąd, czy mam ci pomóc ? - Śmieję się.
- Jeśli byłabyś tak miła, to poproszę. - Niezdarnie wdrapuję się na murek, z czego David się śmieje. Czuję, że zaraz się przewrócę i łapię szybko za rękę Davida. Nie pomogło i oboje spadamy do tyłu na stertę liści.
- Auuua ! - krzyczy David, po czym zaczyna się śmiać.
- Mówiłam, że ci pomogę . - Wystawiam mu język.
- Tak? Dobrze. To teraz ja pomogę tobie wstać ! - Mówi i uśmiecha się złośliwie.
- Niee ! - Krzyczę przez śmiech i zaczynam "uciekać" . David mnie goni. Nie mogę już, nogi mnie cholernie bolą. Zwalniam trochę. Chciałam zakręcić obok drzewa, ale David złapał mnie za rękę, przez co się wywaliłam.
- Auaa ! - Krzyczę, a David kończy się ze śmiechu. - Ale jesteś !
- No co ? Nie podobało ci się ? To możemy biec jeszcze raz ! - Patrzę się na niego "poważnym" wzrokiem, a on siada koło mnie. Udaję obrażoną i odwracam się do niego plecami.  - No ej ! Nie obrażaj się !
- Pff !
- Tak ? Ok. Zaraz pogadamy inaczej. - mówi David i zaczyna mnie łaskotać, że śmieję się aż do łez.
- P-p-p-przestań ! Hahahahaha, błagam ! Hahahaha.
- Już się nie gniewasz ?
- N-niee ! Hahahaha, proszę, hahaha. - nie wytrzymam tego, haha.
- No nie wiem nie wiem..
- N-na p-prawdę ! Hahaha.
- A co dostanę w zamian ? - David uśmiecha się.
- To . - mówię i całuję go w czoło.
- Co to było ?
- No to. Haha - śmieję się, bo wiem, że myślał, że go pocałuję w usta. Teraz to on siedzi "obrażony" - No ej ! - mówię i przytulam go.
- Nie masz nawet siły, żeby mnie dobrze przytulić.
- Teraz lepiej? - pytam i przytulam go mocniej.
- Nie. Pokażę ci , jak się przytula. - i przytulił mnie jeszcze mocniej, przy okazji mógł mnie pocałować . - No. I teraz możemy rozmawiać. - śmiejemy się oboje. - Jak ci minął dzień ?
- Fajnie. Byłam z chłopakami w kinie i...
- Z chłopakami ?
- No z Joshem i Maxem. - David pochmurnieje. - Coś nie tak?
- Nie ufam im.
- Ostatnio nikomu nie ufasz.
- Po prostu się o ciebie troszczę.
- Wiem. Ale na prawdę oni są w porządku !
- Ta....
- Przestań. Nie chcę się z tobą kłócić. - całuję Davida.
- No ok.
- Mam do ciebie pytanie.
- Tak ?
- Chcesz iść ze mną na imprezę do Maxa ?
- Do Maxa ?
- Tak.
- No nie wiem...
- No weź... Polubisz go i przy okazji możemy spędzić razem fajnie czas. No proszę , nooo.
- Bardzo prosisz?
- Tak.
- Przytul mnie jeszcze raz i może się zastanowię. - mówi David, uśmiechając się, a ja go przytulam najlepiej, jak potrafię.
- I jak?
- Idziemy.
- Dziękuję ! Zobaczysz, będzie świetnie !
Jest pełnia. Siedzimy na trawie, wtuleni w siebie. David daje mi swoją bluze, bo widzi, że jest mi zimno.
- Dziękuję, jesteś kochany.
- Wiem. - David uśmiecha się , przytulając mnie znowu.
Oglądamy gwiazdy. Są takie piękne. Nagle widzę spadającą gwiazdę.
- Patrz ! Widziałeś ?!
- Tak. Pomyśl teraz życzenie kochanie.
Zamykam oczy. Wiem, że to wszystko jedna wielka ściema, ale za wszelką cenę chcę wierzyć w moc spadającej gwiazdy. Otwieram oczy.
- I jak ? - pyta David.
- Spełniło się.
- Tak szybko ?
- Tak.
- Co sobie zażyczyłaś ?
- Żeby nasza miłość trwała wiecznie.
- Głuptasie, do tego nie potrzeba spadającej gwiazdy. - David całuje mnie w policzek, uśmiechając się.
Odwzajemniam to również uśmiechem. Siedzimy jeszcze jakiś czas. Jest idealnie. Dawno nie było tak dobrze...
Nagle dostaję smsa. Mary
Od Mary :
Mogłabyś wrócić jutro?  Dzwoniłam do mamy Davida i zgodziła się, żebyś u nich przenocowała. To wyjątkowa sytuacja. Przepraszam cię i proszę nie gniewaj się na mnie. Całuję, Mary xoxo

Uśmiecham się pod nosem. Wiem już że dr. Duncan nie będzie już tylko "kolegą" . Ale to dobrze. Mary jest dobrą kobietą. Nie wiem czemu wcześniej z nikim się  nie związała. Ważne, że teraz ma zajęcie, a ja więcej swobody.

- haha... - śmieję się cicho.
- Co ? - pyta David
- Nie wiem czy wiesz, ale dziś u ciebie nocuję.
- Tak?
- Mary odwiedził "kolega" i zostaje do jutra. Dzwoniła już do twojej mamy i mogę u ciebie spać.
- Nic nie wiedziałem.
- Też się trochę zdziwiłam, haha.
- Ale to bardzo miła niespodzianka, nie sądzisz?
- Haha, może.. - Uśmiecham się . - Może już pójdziemy ? Robi się strasznie zimno ...
- Dobrze , chodźmy.
Wstajemy i zaczynamy powoli iść , rozkoszując się pięknem nocnego Londynu. Może być tylko lepiej.

*****************************************************************************************************************

"Na tych, którzy chcą widzieć, czeka świat. Wydaje mi się, że to o wiele więcej niż porzekadło. I może mam rację. Może to nadzieja."

Z racji tego, że jestem chora powstał ten oto rozdział xd Dzięki , że znajdują się takie osoby, które TO czytają ; ) . 


+ polecam blogspota koleżanki KLIK

piątek, 26 października 2012

Rozdział 15

Mieszkanie Mary jest przepiękne. Świetnie je urządziła, ma do tego talent, to pewne. Jest dość przestronne i sama nie wiem, gdzie mam odłożyć moje rzeczy.
- Chodź do salonu. Zabiorę twoje rzeczy do sypialni, dobrze ?
- Tak. Dziękuję ci. - Mary znika za ścianą i po chwili wraca do salonu, siadając na przeciwległej kanapie.
- Ah , zapomniałam ! Chcesz się może czegoś napić ? - Mary odruchowo wstaje i zaczyna iść w stronę kuchni.
- Nie .. Nie trzeba.
- A może jednak....
- Nie. - Ucięłam. Mary poddaje się i wraca na swoje miejsce. - Nie wiesz może co się teraz dzieje z moim ojcem ? - Zapytałam. Mimo, że nienawidzę go z całego serca, w końcu jest moim ojcem.... Mary przez chwilę milczy. - Mary ?
- Jest w areszcie. Za 2 dni będzie miał rozprawę w sądzie.. Dziś rano przyszło zawiadomienie, żebym wstawiła się w sądzie i.....
- I ?
- I ty też musisz tam być...
- Nie chce GO już nigdy widzieć na oczy ! W życiu tam nie pójdę ! Nie !
- Spokojnie , Kris. Nie będziesz musiała go bronić, czy coś, tylko opowiedzieć jak było. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale musisz się stawić.
- Ale...
- Musisz.
- Mary...
- Tak?
- Mogę się przejść ?
- Ok. Poczekaj tylko wezmę kurtkę.
- Sama. - To było trochę niemiłe z mojej strony, ale nie chcę teraz niczyjego towarzystwa. Może świeże powietrze rozjaśni mój umysł.
Wychodzę.

Ledwo wyszłam przed kamienicę, a zadzwonił telefon.
David.
- Halo, Kris ? Gdzie jesteś ? Wszystko ok ? Czemu nie wyszłaś i nie dałaś mi znać ?
- Spokojnie. To długa historia. Ale nie ważne, muszę ci o czymś powiedzieć...
- Nie strasz mnie ..
- To nic takiego... Będę teraz mieszkała u Mary.
- U Mary ? Dlaczego ?
- Tylko ona mi teraz pozostała.
- A ja?
- Ty też... Tylko mówię o mojej rodzinie. Chcę u niej zostać, i tak już nieźle ci namieszałam. W każdym razie dziękuję za pomoc, nigdy o tym nie zapomnę.
- Zawsze możesz wrócić.
- Wiem. Ale już zdecydowałam.
- Jak chcesz. Będę mógł cię chociaż odwiedzać ? Czy to jest "niedozwolone" ?
- Nie przesadzaj, Mary nie jest taka straszna.
- Ja tam nie wiem....
- Co masz na myśli ?
- Nie.. nic. Po prostu jej nie ufam...
- No wiesz co ?! Jak możesz ! Mary jest wspaniałym człowiekiem, nigdy nie odmówiła mi pomocy, pomogła przecież również tobie... Nie pamiętasz?
- ... Dobra Kris, muszę kończyć, trzymaj się, cześć.
O co mu chodziło ? Hm... Może jest przewrażliwiony.Tak, na pewno tak. Ja też jestem przewrażliwiona, jeszcze bardziej niż David, ale koniec z tym. Nie pozwolę, żeby strach mnie pokonał, niee.... Będę się cieszyła wszystkim co mam i czego nie mam, ale mogę mieć. Życie musi toczyć się dalej. Nie zatrzymam go, a wręcz przeciwnie - pomogę mu, by pędziło do przodu ..
Idę obok hali.... Powracają wspomnienia . David. Ustawki. Pieniądze. Strach.. Stoi tam jakaś grupka chłopaków. Nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Gapią się na mnie , uśmiechając się szyderczo.
- Ej Josh ! To jest ta twoja lalunia ? Haha - Krzyczy jakiś fagas. Jeden z zebranych ściąga kaptur. To Josh. Podchodzi do tego kolesia, który to powiedział, uderzając go z całej siły w twarz i powalając na ziemię.
- Jeszcze raz tak o niej powiesz a cie rodzona matka nie pozna ! .. - Warczy do niego.
- Pożałujesz tego jeszcze .. - mówi tamten, patrząc na Josha spode łba.
- Nie gniewaj się Kris - mówi Josh do mnie - on jest spity na amen, nie wie co mówi.
- Dobra, nic sie nie stało. - mówię bez przekonania.
- Słyszałem co się stało.... Przykro mi... Chciałbym...
- Nie gadajmy o tym. Radzę sobie świetnie. Wszystko jest świetnie - Mój wyćwiczony uśmiech widocznie robi wrażenie, bo nikt nie dostrzega mojego kłamstwa. - Ej, kiedy jest ta impreza u Maxa?
- Miało być za miesiąc, ale będzie za tydzień kochana - Max podchodzi do mnie, uśmiechając się tajemniczo. Wyciągam do niego rękę na przywitanie, jednak on jej nie przyjmuje i całuje mnie w policzek, obejmując mnie w pasie. Zaskoczyło mnie to, ale nie będę robiła scen o coś takiego. - Liczę na to, że jednak przyjdziesz. - Uśmiecha się .
- Pewnie ! Muszę tam być , haha ! -  Uśmiecham się . - A tak przy okazji, masz bardzo ładne perfumy, Max.
- Ty też.
- Ej gołąbeczki, koniec już tego słodzenia ! - Wtrąca się Josh, a ja czuję się lekko zażenowana. - Chodźmy lepiej gdzieś, bo robi się zimno..
- To może kino ? - Rzuca Max .
- Mi pasuje . - Odpowiadam.
- No to idziemy na komedię ! - Josh podejmuje za nas decyzję, jednak mi ona niezbyt odpowiada.
- Wolę horrory - odpowiadam, ale chyba nikt mnie nie usłyszał.

Idziemy.
- Masz, weź . - Mówi Max, podając mi swoją bluzę.
- Ale...
- Przecież widzę, że ci zimno. Po prostu weź.
- Dzięki.

Wchodzimy do kina.

- 3 bilety poproszę. - Josh stoi przy kasie z Maxem, a ja idę kupić popcorn.
- Kris ?! - Camila ! SPRZEDAJE POPCORN ?!
- Camila ?! Co ty tu robisz ? - Nie ukrywam szoku.
- Pracuję.
- Co ? Ale.. czemu nic nie mówiłaś ?
- Jestem tu tylko w weekendy . Dorabiam sobie, ale nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że mnie wyśmiejesz, czy coś.
- JA ?! No co ty ! Praca jak każda inna.
- To dobrze, że tak myślisz. Dam ci zniżkę na popcorn, haha ! - Camila śmieje się, po czym poważnieje. - Kris... Ja wiem  o wszystkim... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
- Nie gadajmy o tym, proszę...
- Ok... To chcesz ten popcorn czy nie ?
- Dawaj ! Haha - sytuacja opanowana. - Dzięki.
- Sama jesteś ?
- Nie. - Pokazuję wzrokiem na Josha i Maxa, na co Camila nieco się krzywi, nie wiem czemu. Nie mam czasu jednak by to z nią wyjaśnić, bo mnie wołają. - Muszę już iść, papa !
- Cześć....
Mamy 2 minuty do seansu. Wchodzimy do sali kinowej.

Mamy miejsca na samym tyle. Widzę stąd wszystkich.
- Jaki to właściwie film ? - pytam.
- Zobaczysz. - odpowiada Max, uśmiechając się łobuzersko.
Film się zaczyna.
Zaraz zaraz.
TO HORROR !
Uśmiecham się pod nosem, patrzę na Josha - wydaje się nieco zawiedziony; patrzę na Maxa - uśmiecha się z satysfakcją.
- To twoja sprawka ? - pytam Maxa uśmiechając się.
- Tak . Miałem nadzieję, że się ucieszysz. Niestety Josh strzelił focha, haha . - Zaczynamy się śmiać, a Josh udaje "obrażonego",  odwracając się do nas plecami .
Oglądamy film dalej. Nie wiem jaki ma tytuł, ale wydaje się straszniejszy niż te, które dotąd oglądałam...
- AAA ! - Krzyczę w pewnym na prawdę STRASZNYM momencie. Zakrywam twarz dłońmi.
- Ej, to tylko film - mówi Max, ale to nie pomaga. Nie odsłaniam twarzy. - Ej. - Max chwyta moje ręce i odciąga je od twarzy. Patrzy mi w oczy. - Spokojnie, to tylko film. Tylko film. - Biorę głęboki wdech . Jest troszkę lepiej. Dawno nie oglądałam horrorów, czasu nie było.
- Już jest ok, dzięki.
Dalsza część filmu była fajna; mniej straszna niż początek.
Wychodzimy z kina.
- Było spoko . - zaczynam.
- Oprócz twojego krzyku na samym począku filmu, haha - Max śmieje się, a ja go "biję"
- Ej ! No bo to przecież było straszne no ! - Sama zaczynam się śmiać.
- Słuchajcie, ja muszę spadać. Za 20 minut chłopaki grają mecz, siema. - Josh szybko idzie w kierunku metra. Zostajemy z Maxem sami.
- Gdzie mieszkasz ? - pyta Max.
- Na Baker Street, ale chwilowo mieszkam u kuzynki 2 przecznice wcześniej.
- A to w takim razie cię odprowadzę, ok ?
- Haha, no spoko .
Zaczynamy iść.

Pod kamienicą, gdzie mieszka Mary stoi David.
- Hej skarbie. - podchodzi do mnie i przytula mnie. Max stoi nieco zdziwiony.
- Yyy... to ty masz chłopaka ?
- Co cię to obchodzi ? - odburka David.
- Spokój szczylu .
- Spierdalaj.
- Masz jakiś problem ? - Rzuca Max i popycha Davida.
- No chyba ty . - David mu oddaje.
- Ej ej ! Uspokójcie się obaj ! - wchodzę między nich. - David to mój chłopak, Max. - po tych słowach na twarzy Davida widać satysfakcję. Stoi za mną i przytula do siebie, całując w policzek. Max wydaje się teraz trochę wzburzony. - Musimy już iść. - dodaję, bo ta cisza robi się nie do zniesienia.
- Właśnie, musimy. - powtarza David z wymownym uśmiechem.
- Do zobaczenia, Kris. - odpowiada Max, posyłając mi swój szelmowski uśmiech.
Odchodzi.
- Po co się tak zachowałeś ? - jestem zła na Davida.
- Należało mu się. A tak wgl kto to był ?
- Kolega Josha.
- Josha tak ? Nie powinnaś się z nimi zadawać. Są podejrzani.
- Nie mów mi, co mam robić.
- Dobra, nieważne. Idziemy na chwilę do mnie ?
- Muszę wrócić do Mary. Trochę mnie nie było, pewnie się martwi.
- A wieczór?
- Ok. Ale gdzie chcesz się spotkać ?
- W parku.
- Dobrze, to do zobaczenia. - Mówię i całuję Davida na pożegnanie.
Otwieram ciężkie drzwi starej kamienicy i wchodzę do środka. Troche bolą mnie nogi, ale wracam teraz z nowym postanowieniem, którego zamierzam się trzymać najdłużej jak to możliwe.

******************************************************************************************************************

"Nigdy nie zrozumiem twojej gotowości, żeby się położyć i umrzeć. Nie mam dla ciebie współczucia, skoro nawet nie chcesz spróbować o siebie walczyć."



niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14

Wstałam w południe. Cholernie boli mnie głowa. Przez resztę nocy nie mogłam spać..... Bałam się, że znowu mi się przyśni.... że przyjdzie po mnie.....
Poszłam do kuchni coś zjeść. David musiał iść do szkoły pisać jakiś test. Siadam na krześle i biorę do ręki dzisiejszą gazetę, popijając kawę co jakiś czas.

'TEMAT DNIA :
"MORDERSTWO KRYMINALISTY "
Kilka dni temu nieopodal parku znaleziono ciało 25 letniego mężczyzny. Sprawca uderzył ofiarę w tył głowy z dużą siłą.Bob L. zmarł na skutek krwotoku wewnętrznego wywołanego rozległym pęknięciem czaszki. Pozostawiony bez pomocy zmarł. Udało nam się ustalić, że uczestniczył on w tzw. ulicznych walkach. Policja do dziś nie znalazła sprawcy. Osoby posiadające jakiekolwiek informacje odnośnie sprawcy przestępstwa proszone są o złożenie zeznań na policji. '

- Boże...
To nie może być ten koleś który nas zaatakował, niee....
A jeśli ? ....
To ja go zabiłam......
Ja.......
Odkładam kawę. Jedynym sensownym wyjściem jest złożenie zeznać na policji. Ja się broniłam.... Nie chciałam go przecież zabić....
Dobra. Muszę to zrobić natychmiast. Szybko wpadam do pokoju i ubieram się. Teraz pędzę na komisariat.

Stoję przed budynkiem policji. Biorę głęboki wdech.
OK.
Wchodzę.

Po jakiejś godzinie puszczają mnie wolno. Wszystko wyjaśniłam. Będę musiała uczestniczyć w rozprawie, ale policjant mi uwierzył. Uwierzył, że nie zabiłam celowo. Chyba nawet nie wyglądam na seryjnego zabójcę.
Jest mi teraz lżej. Czuję, że dobrze zrobiłam.

Wracając do domu Davida, dzwoni do mnie Mary.
- Hej Kris, możemy pogadać ?
- Dobrze, słucham ..
- Ale nie przez telefon... Spotkajmy się teraz w parku, dobrze ?
- No... ok. Będę.
- To do zobaczenia za chwilę. Cześć.
Mary była bardzo poważna. Nie wiem, o co może jej chodzić. Coś się stało ? Ktoś znowu umarł ? Będę mieć jeszcze więcej zmartwień ? Obym się myliła.

Mary siedzi na ławce zaczytana w książce.
- Cześć, chciałaś pogadać. - zaczynam, siadając obok.
- Tak.... Posłuchaj.... - Mary odkłada książkę. Wydaje się być trochę zmieszana. Patrzy się gdzieś w dal. - Wpadłam na taki pomysł, żeby.... żebyś przez jakiś czas zamieszkała ze mną. Uważam, że jestem to winna tobie i Susan...... - Nie chcę rozmawiać o mamie..... To jeszcze za wcześnie.... Ale sama propozycja rozbudza gdzieś głęboko małą iskierkę nadziei.
- Mary ..... nie mówmy o TYM.... Ale oczywiście chętnie z tobą zamieszkam. - Staram się uśmiechnąć. Mary odwraca twarz w moją stronę i wzrokiem daje mi do zrozumienia, że mnie rozumie.... że nie muszę przed nią udawać, że jest mi ciężko.... Dobrze jest mieć tą bratnią duszę a takich chwilach....
- Jadłaś coś dzisiaj ? - pyta Mary, słysząc, że burczy mi w brzuchu.
- Nie.. Wypiłam tylko kawę..
- To musimy iść na jakieś porządne śniadanie ! - Mary uśmiecha się szeroko i bierze mnie za rękę.
Wchodzimy do przydrożnej kawiarenki i Mary zamawia dla mnie olbrzymie ciastko, które ma osłodzić moje życie na 5 minut.

*************************************************************************************************************

"Chciałabym, żeby nic z tego nigdy się nie wydarzyło. Żeby nie przytrafiło się mnie, ponieważ okrutnie zawiodłam"

środa, 17 października 2012

Rozdział 13

- Jak się pani czuje ? - pyta pielęgniarka w szpitalu.
- A jak mam się czuć ? -odpowiadam opryskliwie, starając się z całych sił, aby się nie rozpłakać. Jednak pielęgniarka nie wydaje się być urażona.
- Za chwilę przyniosę pani śniadanie.
- Nie jestem głodna.
- Musi pani coś jeść. Aha i ma pani gościa.
- Gościa? - Pytam, ale zanim pielęgniarka mi odpowiedziała, do sali wpadł David, przepychając się z jakimś lekarzem.
- Nie może pan tam wejść bez zgody pacjenta ! - napominał doktor.
- Muszę ją zobaczyć ! Pan tego nie rozumie ? - odpowiedział David. Ostatecznie doktor się poddał i odszedł.
David siada koło mojego łóżka na krześle. Patrzymy na siebie dłuższą chwilę, nie mówiąc nic. Nie potrzebne nam słowa, jego oczy mówią wszystko. "przykro mi" , "będzie dobrze" , "nie martw się" , "musisz dalej żyć .... żyć dla mnie" .
Przez kolejne 2 dni David mnie odwiedzał. Czasami przychodził kilka razy dziennie. To było miłe... szczególnie teraz...

Środa - wychodzę ze szpitala. David przyszedł rano i pomógł mi się pakować. Doceniam to, jak on się stara. Gdy wychodzimy ze szpitala próbuję się do niego chociaż uśmiechnąć, ale kiedy to robię dostaję nagłego ataku płaczu...
- Ciii ! Ciii ! Jestem tu. Jestem.
- Wiem. - David przytulił mnie mocno i zaczęliśmy iść powoli do mojego mieszkania.... - Czekaj ! - powiedziałam, gdy byliśmy przed drzwiami. - Ja.... Nie dam rady.... Nie mogę...
- Rozumiem - uciął. - Pójdziemy do mnie. Zrobię ci gorącą herbatę, pooglądamy jakieś filmy. Ok ? - Ulga. Nie mogę teraz TAM wracać, nie po tym, co się stało.
- Ok ... Dziękuję ci.

Obejrzeliśmy już 2 komedie. Nie potrafię się śmiać. Nie umiem . Mimo największych chęci Davida, nic mi nie pomaga. Wciąż wracam myślami do tamtego dnia .....
- Mogę u ciebie przenocować? - pytam niepewnie.
- No jasne ! Możesz spać na moim łóżku, ja prześpię się na kanapie w salonie.
- Nie chciałabym...
- Nie ma sprawy ! Naprawdę . To nic.
- Dziękuję.

Jest 2.00 AM, kiedy David poszedł spać do salonu. Zostałam sama.
Próbuję się zdrzemnąć, jednak mój mózg zaraz eksploduje od nadmiaru myśli...
Wstaję. Nie mogę zasnąć. Wychodzę na balkon. Londyn tętni życiem. Nigdy nie zasypia. Mam wrażenie, jakby ruch na ulicy trwał wiecznie, bez przerwy. Rześkie powietrze lekko owiewa moją twarz. Oddycham głęboko i zamykam oczy... Widzę siebie i mamę, która odprowadza mnie do przedszkola. Widzę jej radość, gdy zdobywam 1 miejsce w konkursie. A potem powraca biała jak papier twarz z wyłupiastymi oczami. Niby patrzą, ale nie widzą. Krew. Wszędzie krew ! Uciekam. Mama goni mnie... "Chodź do mnie...." - szepcze. " Chodź do mnie..."   Nieee ! - krzyczę i upadam, potykając się o jakiś kamień. Odwracam głowę... Mamy tam nie ma.... Potem odwracam się z powrotem do przodu. Aaa ! - Mama klęczy przede mną z opuszczoną głową. Włosy zasłaniają jej twarz... Nagle podnosi głowę i wykrzywia usta w uśmiechu...
" Wrócisz do nas " . Wyciąga do mnie ręce, a ja krzyczę i czuję, że spadam. Tak. Ziemia otworzyła się, a ja bezwładnie poddaję się grawitacji. Mama zostaje na szczycie, śmiejąc się potwornie...
Piekło. Jestem w piekle. Okropne upiory, umęczone dusze...
Śmierć.
Śmierć, która przeraża. Nie jest zwyczajna, ani wyjątkowa. Po prostu straszna.
Nieee !!! - Krzyczę, gdy jakiś kościotrup wciąga mnie do swojego grobu.
Nieeee !!!!!!!
- KRIS ! - To David. Siedzi na łóżku obok mnie i patrzy na mnie z przerażeniem.
Sen.
To był tylko sen......
Popatrzyłam na zegar - 3.15 AM.
- P-przepraszam.... Miałam koszmar... o mamie...
- To był tylko zły sen, nie martw się .- powiedział i przytulił mnie, a ja już nie płakałam. Byłam przerażona i wszystko w pokoju budziło mój strach.
Ciemność.
Cholerny strach przed czymś czego nie ma, a czego najbardziej boi się ludzka dusza.

*****************************************************************************************************************

„Ustanie cichy szloch serc naszych, zdjętych trwogą, Co żyć nie potrafią i umrzeć nie mogą.”

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 12

Nie wiem ile spałam. Lekko otwieram oczy, biorę telefon - 2.00 PM . Jestem głodna, trzeba się ruszyć do kuchni. Jakimś cudem zbieram się na to, żeby wstać i za drugim razem się udaje, yea.
Ok. Schodzę po schodach.
- Cześć mamo ! - Wołam jeszcze z korytarza. Nikt nie odpowiada. Dziwne. Mama miała mieć dzisiaj wolne, więc powinna być w domu. - Cześć mam ... - Zamarłam.
Mama leżała w kuchni cała zakrwawiona... W kącie siedział ojciec ( pijany ) . Obok niego leżał nóż...
- Jaaa... Ja nie chciałem... Nie miało tak być... Nie ...
Boże...
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu i nie potrafię tego powstrzymać.. Gdy odzyskuję świadomość podbiegam do mamy.
- Mamo !! Odezwij się !! Proszę..  - Krzyczę przez łzy. Przykładam ucho do klatki piersiowej. NIE ODDYCHA. - Niee ! Nieee... - Zaczynam płakać jeszcze bardziej.
Patrzę się w stronę ojca. Nie czuję do niego nic poza nienawiścią...
- JAK MOGŁEŚ ?!?!!? TY CHOLERNY DUPKU !! - Krzyczę najgłośniej jak mogę. Nie przestaję płakać i kulę się.
Przychodzi mi do głowy myśl, żeby zadzwonić po pogotowie.. Próbuję się chociaż trochę opanować i wykręcam numer ze stacjonarnego.
- Błagam... Pomóżcie mojej mamie, proszę !!! .... - Podałam jeszcze adres . Zaraz karetka powinna być.

Po 10 minutach przyjeżdżają. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Widzę, jak próbują ratować mamę. Lekarz po chwili przestaje ją reanimować.
- Co pan robi ?!?! Niech pan ją ratuje !! - Krzyczę, a on tylko stoi i patrzy na mnie ze współczuciem. - Niee. To nie prawda , niee...
- Pani mama.... nie żyje. Przykro mi.
- NIEEE !!! TO NIE JEST PRAWDA !!! TO NIE JEST.... - Wybucham płaczem, jeszcze głośniej niż wcześniej. Muszę się podeprzeć o ścianę, bo zaraz upadnę.... - Za dużo... za dużo.. - Szepczę tak, że nikt mnie nie słyszy. Czuję się bardzo słabo.. Ściemnia mi się przed oczami.... I po chwili czuję tylko, że już nie stoję, tylko leżę na podłodze. Otwieram oczy i widzę, jak część lekarzy podbiega do mnie.. A ja patrzę się w stronę mamy... Ma otwarte oczy i wydaje mi się jakby patrzyła na mnie i chciała powiedzieć "przepraszam". Powieki mi opadają i nie widzę już nic...

**************************************************************************************************************

"Posłuchaj mnie (...). Miałaś sen, to wszystko. Po prostu nieprzyjemny sen.
Dziewczynka kręci głową.
-To się działo naprawdę ! Widziałam ich.
- Nie, wcale nie (...) Już tak to dziwnie jest ze snami.
- Może rzeczywiście to był sen - przyznaje w końcu mała.
Zasiały w niej wątpliwości. Właśnie tak to się odbywa. Tak zaczynamy wątpić w to, co jest prawdą."

wtorek, 9 października 2012

Rozdział 11

- Eee ! Co to ma być ?! Wyjazd , to moje miejsce !! - Otwieram oczy. Jakiś żebrak. - No już ! Zabierać się stąd ! - David też już się obudził. Pomagam mu wstać. - Powiedziałem..
- NO JUŻ IDZIEMY ! - Zdenerwowałam się.
Wychodzimy z Davidem na chodnik przy głównej ulicy. Jedzie taksówka.
- TUTAJ !!!! - Drę się. Auto zwalnia i zatrzymuje się przed nami. Wsiadamy.
- Na Baker Street. - Mówię i ruszamy.
- Jak się czujesz? - Pytam Davida.
- Szczerze? Wszystko mnie cholernie boli.
- Jak dojedziemy, muszę pójść z tobą do lekarza.
- Co? O niee.. To przecież nic takiego..
- Daj spokój, nie bądź dzieckiem; muszę być pewna, że wszystko jest ok.
- No ale..
- Proszę. - Urywam.
- Ok.
- David...
- Tak?
- Kim byli tamci kolesie ? - David odwraca wzrok.
- Nie wiem, jakieś zbiry i tyle.
- Wołali cię po nazwisku..
- Za dużo wrażeń, musiałaś się przesłyszeć. - To możliwe. Za bardzo się bałam, żeby myśleć racjonalnie, więc mogłam rzeczywiście się pomylić.
- Na pewno ich nie znasz ?
- Na pewno.
Dojeżdżamy na miejsce. Zaczynam wysiadać.
- Ej !! A pieniądze to gdzie ?! - Krzyczy kierowca.
- Ale ja nie...
- Ja zapłacę. - Podchodzi do nas jakaś dziewczyna i płaci taksówkarzowi.
Odwraca się do nas, a ja nie wierzę w to , co widzę .
- Mary ?! - Otwieram buzię ze zdumienia.
- A kto by inny ? - Rzucamy się na przywitanie. Świat jest mały, na prawdę.
Mary to moja kuzynka z Bostonu. Nie widziałam ją od ostatniej gwiazdki . Nic się nie zmieniła.
- Dzięki, że za nas zapłaciłaś - Wtrąca David.
- Nie ma za co... Boże... Co ci się stało ?! - Mówi Mary na widok sińców , zadrapań i ran na ciele Davida.
- To nic takiego . - Odpowiada.
- Musimy iść. - Mówię. - Trzeba go zabrać do lekarza.
- Pójdę z wami.
- Nie trzeba. - Mówi David. Nie lubi, gdy ktoś się nad nim lituje, ale  w tej sytuacji nie ma to większego znaczenia. Mary studiowała medycynę, więc jak nie przyjmie nas lekarz, może stać się pomocna.
- Nie ma mowy , nie zostawię was tak samych ! - I tyle było gadania.
Szpital jest niedaleko.
Ok. Wchodzimy.
- Państwo do kogo ? - Pyta pani na recepcji.
- Yyy... Przyjmuje teraz jakiś doktor? - Pytam.
- Tak, pan Duncan jest teraz wolny. Sala numer 35, 1 piętro.
- Dobrze, dziękuję.
Idziemy po schodach.
- Nie możliwe.. - Mary uśmiecha się pod nosem.
- O co chodzi ? - Pyta David, gdy wychodzimy na korytarz 1 piętra. Mary jednak nie mówi nic więcej i oboje nie mamy pojęcia o co jej chodzi.
Szukam drzwi do gabinetu dr. Duncana. O , mam. Otwieram .
- Dzień dobry, mógłby nas pan przyjąć ? - Pytam.
- Tak, proszę wejść. - Wchodzimy. Doktor uporczywie wypisuje jakieś papiery. David siada na krześle , ja stoję, a Mary jeszcze nie weszła.
- Mary !! Możesz wejść ! - Zawołałam. Dr. Duncan zerwał się nagle .
Mary wchodzi do gabinetu uśmiechnięta od ucha do ucha, a dr Duncan wstaje z krzesła i podchodzi do niej.
- Oj Billy Billy , nic się nie zmieniłeś ! - Mówi Mary, śmiejąc się.
- Ty też nie ! - Odpowiada doktor i zaczynają się witać.
Skąd Mary go zna? Dobra, nie ważne. W tym momencie najważniejsze jest, czy z Davidem wszystko w porządku.
- Może pan go zbadać ? - Wtrącam.
- A tak tak... - Doktor wydaje się trochę nieobecny. - Siadaj tutaj.
David przesiada się na inne krzesło i zaczynają się badania.
- Nie wygląda to za ciekawie... Niby nie masz jakichś większych złamań oprócz prawej ręki, ale bezpieczniej byłoby zostawić cię tu na noc na obserwacje .
Po minie Davida nie widać specjalnej radości.
- Proszę - Szepczę do niego. Przecież to wszystko dla jego dobra.
- No dobrze, niech będzie. - Mówi David.
- Trzymaj się. - Mówię, przytulając Davida.
Razem z Mary wychodzimy. Rześkie londyńskie powietrze wita nas przy wyjściu ze szpitala.
- Skąd znasz doktora Duncana ? - Chcę wiedzieć.
- A Billy'ego ? Studiowaliśmy razem ! Nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy, a tu proszę. Kristen, powiedz mi proszę , co się stało twojemu koledze ?
- Wczoraj napadli na nas jacyś kolesie i Davidowi się oberwało, bo stanął w mojej obronie.
- Dobrze się zachował, ale lepiej się więcej już nigdzie nie szwendajcie, ok?
- Dobrze. Mary od jak dawna tu jesteś i kiedy przyjechałaś ?
- Już od miesiąca i ciągle staram się jakoś spotkać z tobą i Susan, ale nigdy nie udaje mi się znaleźć czasu.
- Może dzisiaj byś wpadła ?
- Mogłabym ? To wspaniale ! Dzięki !
- Nie ma sprawy . - Uśmiecham się do Mary.

W domu czekała na mnie mama i godzinne kazanie o tym, że nie mogę się nigdzie włóczyć po nocach itp.
Mary została w salonie i rozmawiała z mamą, próbując mnie jakoś wyratować, więc mama się trochę uspokoiła. Ale i tak wyszło na to, że mam szlaban na 2 tygodnie, pięknie. Mary zostaje u nas na noc - jedyna dobra wiadomość dzisiaj. Zaprowadzam ją do swojego pokoju. Rzucamy się na łóżko, ja włączam jakiś horror i "oglądamy" . Cały czas się śmiejemy , gadamy itp.

Przegadałyśmy chyba całą noc i przez ten czas mój mózg mógł trochę odpocząć od problemów, ale nie da się tak na zawsze. Rano odprowadzam Mary i już wiem, gdzie obecnie mieszka.

Szkoła to najgorsza rzecz na świecie. Znowu dostałam banie z polaka i historii. Jestem NIE-O-BEC-NA.
Martwię się zdrowiem Davida, boję się, że ci kolesie nas odnajdą i kompletnie zapomniałam, że miałam pogadać ze Stevenem ( pewnie jest nieźle wkurwiony ) . CO JESZCZE ?!!?!?!? Za dużo tego wszystkiego. Nie mam już siły.
Ostatnią lekcję sobie odpuszczam i idę za boisko szkolne. Spotykam tam Josha.
- Hej - Mówię.
- Cześć. - Teraz widzę, że w jednej ręce trzyma papierosa. Nie wiedziałam, że pali. - Chcesz ? - Pyta.
- Jednego. - Biorę od Josha fajkę i zapalam. Jest jak lek na moje nerwy. - Dzięki. Też miałeś nieciekawy dzień? - Palę dalej.
- Mam trochę jeszcze kaca. Wczoraj była impreza o Maxa. - Wskazuje palcem na chłopaka grającego w koszykówkę w podkoszulku z numerem 23. - Było zajebiście. Tylko teraz efekty nie za ciekawe.
- Następnym razem bierzesz mnie ze sobą ! - Usiłuję udawać wyluzowaną.
- Haha, no jasne ! Za miesiąc Max robi powtórkę.
- Nie wiem czy chciałby, żebym przyszła.
- Możemy go zapytać. Max !!! - Josh woła chłopaka, a ten odkłada piłkę i podbiega do nas. - To moja znajoma Kris.
- Hej, Max jestem.
- Kristen High, miło. - Podajemy sobie ręce.
- Mogłaby wpaść do ciebie na powtórkę ? - Max mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się, a w jego oczach pojawia się błysk.
- No pewnie, zapraszam !
- Dzięki .- Mówię i dopalam fajkę. Następnie rzucam ją pod nogi i przygaszam butem. - Muszę już iść, miło było cię poznać, Max, cześć . - Mówię i odchodzę.

Steven siedzi na murku przy parku . Gdy mnie widzi, schodzi z niego i podbiega.
- Mieliśmy porozmawiać.. - Zaczyna.
- Tak , wiem... Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałam.. - Steven jest trochę obrażony. - Jeśli masz czas, to pogadajmy teraz.
- Po to właśnie tu czekałem. No ale dobra. Powiedz lepiej, co postanowiłaś....
- Dałam Davidowi jeszcze jedną szansę. - Steven pochmurnieje jeszcze bardziej.
Płyną minuty... Ta niezręczna cisza staje się nie do zniesienia. Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Steven przerywa milczenie.
- Wiesz co robisz ? - Pyta patrząc mi prosto w oczy.
- Tak. - Odpowiadam pewnie.
- Dobrze więc. To był twój wybór..... Życzę wam szczęścia ....- Powiedział Steven bez przekonania i odszedł.
Czuję się źle. Chyba będę chora przez to nocowanie na chodniku i nadmiar problemów, no ale życia się nie wybiera.

*******************************************************************************************************************

"Nie zamierzam już uciekać. To nie jest moje przeznaczenie."

Max Jefferson (20l.) - znajomy Josha. Gra w słynnej drużynie koszykarskiej, udziela lekcji w szkole Kristen i Josha. Uważa Kristen za niezłą laskę, zrobi wszystko, żeby ją zdobyć.

Mary Owens  (22l.) - kuzynka Kristen . Jej matka i Susan High są siostrami. Mary uwielbia książki. Studiowała medycynę, szuka pracy.


poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 10

Josh wygląda na "lekko" zszokowanego TYM wszystkim.
- Mieliśmy pogadać wieczorem, ale to nawet lepiej, że cię teraz widzę. 
- Czyli to z nim miałaś się spotkać wieczorem ? - Josh mierzy Davida wzrokiem z... pogardą "?"
- Tak... Ej my już pójdziemy, ok ? - Podchodzę do Davida .
- No... Ok. Ale widzimy się jutro w szkole ! - Josh spogląda na mnie, nie chce mi się iść jutro do szkoły no ale..
- Spoko. - Odpowiadam i razem z Davidem idziemy do wyjścia. Odwracam głowę w tył i widzę, jak Josh patrzy jak odchodzimy.. Ma strasznie zaciśnięte pięści...

Poszliśmy na shake'a , potem trochę połazić jeszcze po mieście i wieczorem do kina na jakiś horror.
Fajny dzień tak wgl, no poza tym, że padł mi telefon.
Wracamy teraz do domu. Jest 11.30 PM. Przechodzimy przez park i potem jakąś ulicą. Hmm... Dziwne.
Zawsze była oświetlona. Pewnie znowu ktoś rozjebał latarnie. To trochę głupie, ale od dziecka nie cierpię ciemności.
- Boisz się ? - Pyta David z szelmowskim uśmiechem.
- Nie........ AAA !!! Jezus Maria !! Co to było ?! słyszałeś to ?! - Cała drżę , a David zaraz skończy się ze śmiechu.
- Ja jebie .. Hahaha ! To tylko puszka, Kris. - Tak, jestem przewrażliwiona, tak boję się ciemności i TAK, NAJCHĘTNIEJ WGL BYM TĘDY NIE SZŁA.
- Ej, spokojnie . Nie czuję ręki ! - Ze strachu za mocno ścisnęłam rękę Davida i dopiero teraz to dostrzegłam. Ok, Kris OGARNIJ SIĘ ! TU NIKOGO NIE MA ! NI-KO-GO !
Biorę głęboki wdech i jeszcze raz i jeszcze. Ok. Trochę mi lepiej.
- Możemy iść dalej ? - Pyta David.
- Tak.
Idziemy dalej. Chyba źle skręciliśmy, bo trafiliśmy do ślepej uliczki. Kurde, trzeba się wracać. Trochę mnie już nogi bolą, no ale trzeba...
Odwracamy się, żeby zawrócić. Na ścianie obok pojawiają się jakieś cienie. Słychać głosy, a raczej pokrzykiwanie i przekleństwa.
- No no no ! Proszę kurwa, kogo my tu mamy ! - Jakieś zbiry. Jest ich czterech. Jeden spity na amen.
David wychodzi przede mnie, osłaniając mnie. Nie wiem co robić, nie mamy dokąd uciec.. Tamci podchodzą coraz bliżej... Zaczynam się bać...
- Odpierdolcie się ! - Woła do nich David.
- E e e ! Chcesz w ryj ?! - Ten pijany wyciąga z kieszeni nóż i podbiega szybko do Davida, omal się nie przewracając. Robi zamach. David szybko się usuwa i wykręca mu ręce, wyrywając nóż, który chowa do kieszeni. Potem odpycha go mocno tak, że tamten się przewraca i nie ma siły się podnieść. Przez chwilę myślałam, że nie żyje, ale raczej nie mógł wstać przez nadmiar procentów.
Jeden z głowy. Pozostaje tamtych trzech. 
- Odwalcie się od nas ! - Krzyczy David. Chciałabym zareagować, ale odebrało mi mowę...
- Oj Turner Turner... Ryj, gówniarzu !  - Skąd oni znają Davida ?!
- Dddavid ską.... - W tym momencie jeden z pozostałych podbiega do mnie . Na szczęście David szybko reaguje i uderza pierwszy. Tamten wstaje i rusza prosto na niego, powalając go na ziemię. David stara się wyrwać, ale nie ma szans... Podbiegają tamci dwaj i zaczynają kopać Davida.. Jeden pluje na niego.
- PRZESTAŃCIE !!! BŁAGAM ! - Krzyczę przez łzy. Nie słuchają. Muszę coś zrobić ! Patrzę dookoła siebie i widzę szklaną butelkę po piwie. Nie ma czasu . Łapię ją szybko i uderzam z całej siły w głowę jednego kolesia. Ten pada na ziemię z wciąż otwartymi oczami. Po chwili wokół niego robi się plama krwi...
- Pożałujesz tego, suko ! - Drą się do mnie - A z tobą Turner się jeszcze policzymy, zobaczysz ! - Uciekają.
Podbiegam do Davida. Boże. Cała twarz zmasakrowana... Rozcięta warga, brew... Podnoszę jego koszulę..
- Auaa ! Ssss ! Cholernie boli ! - David wykrzywia się w bólu. Jest cały zmasakrowany. Na pewno nie da rady iść.
Boże.... Co ja zrobiłam .... Zabiłam człowieka....... Mogę trafić do więzienia, Boże nie !
Nie ma sensu iść dalej. David jest wyczerpany, ja zresztą też... Musimy zostać tutaj.
- Nie pójdziemy dziś dalej. - Mówię.
- Ja...
- Cii .. Nie mów nic, odpocznij trochę.. - David powoli zamyka oczy.
- Przepraszam - Szepta tak, że ledwo usłyszałam.
Znajduję jakiś stary koc  na balkonie parterowym. Chyba nikt się nie obrazi. Przykrywam Davida i siadam obok niego. To tyle co mogę teraz dla niego zrobić.

***********************************************************************************************************

"[...] nie możemy cały czas żyć w świetle. Tyle światła, ile potrafisz, musisz zanieść ze sobą w ciemność."

piątek, 5 października 2012

Rozdział 9

Poszliśmy do ruin dawnej podstawówki , jakieś 2 km od mojej szkoły. Fajne miejsce, naprawdę. Lubię tam łazić z Camilą wieczorami akurat na genialny zachód słońca. Teraz to raczej niemożliwe, bo jest dopiero 9.00 AM.
Josh wydaje się być zafascynowany dosłownie wszystkim co widzi.
- Od kiedy jesteś w Londynie? - Pytam.
- Przyjechałem tydzień temu, tak że nie znam jeszcze terenu.
- Ze mną się nie zgubisz, haha. - Poklepuję Josha po ramieniu. - A tak wgl to jesteś całkiem dobry, skoro już u dyra wylądowałeś, moja krew, haha. - Śmieję się do Josha, ale on nagle robi się poważny.
- Gdyby nie ten dureń z mojej klasy... Pojebany jakiś. Sam podpalił kosz na śmieci - OK było śmiesznie, ale potem zwalił na mnie i Collins uwierzył jemu. - Josh wydaje się być "lekko" zdenerwowany, a raczej wściekły. - No ale dobra, nie gadajmy o tym.
Siadam sobie na kawałku rozwalonej podłogi i patrzę na tętniące życiem ulice pełne aut, które nie chcą się zatrzymać nawet na chwilę. Josh siada koło mnie. Przypomina mi się czas, gdy byliśmy dziećmi. Zawsze popołudniu chodziliśmy na plac zabaw. Ja zbierałam kwiatki, a Josh robił olbrzymią wierzę z piasku, na której mogłam je układać. Nasze dzieło nigdy nie dotrwało następnego dnia. Zawsze ktoś przychodzić i je niszczył, więc budowaliśmy od nowa.
- O czym myślisz ? - Spytał Josh, widząc, że się uśmiecham i nic nie mówię.
- O nas Josh. Pamiętasz dzieciństwo ? Ile radości przynosiła nam huśtawka, zjeżdżalnia, zamki z piasku?
- To były piękne lata. Miałaś wtedy jeszcze piegi.
- Dalej mam.
- Na prawdę ?
- Tak, tylko mniej.
- Kris, to miejsce jest świetne. Widać stąd prawie całe miasto.
- Teraz to nic. Zobaczyłbyś, jak magicznie tu jest wieczorem.
- To przyjdźmy tu wieczorem . - Josh uśmiecha się z lekka.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Umówiłam się z kimś na rozmowę.
- A no fakt. Zapomniałem, że przecież możesz mieć chłopaka. W sumie, nie dziwiłbym się, wypiękniałaś przez te 10 lat. A poza tym fajnie się z tobą buduje zamki z piasku, haha . - Śmiejemy się oboje. - Jak on się nazywa ?
- Ale kto?
- No twój chłopak, Kris.
- Ja....
- Ok. Nie chcesz to nie mów, rozumiem. - Josh dalej się uśmiecha,myśląc że nie chcę mu odpowiedzieć. Sęk w tym, że ja kompletnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. " Mój chłopak ma na imię David, ale nie dawno ze mną zerwał, po czym okazało się że to nie jego wina, ale nie mam pewności." To byłoby żałosne.
- Dzięki - Staram się stworzyć coś w rodzaju uśmiechu, ale kiepsko mi to wychodzi.
- Musisz mi kiedyś pokazać więcej takich fajnych miejsc.
- Na pewno. - Atmosfera jest już luźna. Nie myślę teraz o żadnych problemach.
Siedzimy patrząc na niebo. Josh nic się nie zmienił, mimo tych 10 lat. Dalej mam w nim przyjaciela. Na pewno wie, że coś jest nie tak, ale nie wyciąga ze mnie nic na siłę. Może kiedyś mu wszystko opowiem.
Kiedyś...
Jest już 10.30 AM. Myślałam, że jesteśmy tu krócej.
Sms. Camila.
Od : Cam < 3
Hej, czekam na skateparku. Przyjdź na chwilę xoxo
- Musimy się zbierać, Camila na mnie czeka na skateparku.
- Kto to jest Camila?
- Moja najlepsza przyjaciółka.
- A to muszę ją poznać .
- Powinniście się polubić. - Ociągając się, wstaję .
Ok. Wychodzimy z Joshem na ulicę i z wolna ruszamy w stronę skateparku. Josh po drodze pyta o wszystko co widzi, więc na chwilę czułam się jak przewodnik jakiejś grupy turystycznej.

Camila stała z deską przy wejściu na skatepark. Trochę oniemiała na widok Josha (prawdopodobnie).
- Hej Cam ! - Wołam już z daleka i macham do niej.
- Czcześć, Kris.. - Camila szybko odciąga mnie na bok. - Kto to jest ?! - drze się szeptem.
- Josh. - Odpowiadam spokojnie. Trochę mnie śmieszy jej zachowanie.
- Jaki Josh ?! Chciałam porozmawiać TYLKO z tobą !
- Uspokój się ! Josh to mój dawny przyjaciel, zanim jeszcze się tu przeprowadziliśmy. Jest tu od tygodnia. Nie widziałam go 10 lat ! Jest na prawdę świetny, zaraz go zresztą poznasz. - Macham do Josha, żeby do nas podszedł.
- Ale ja nie !...
- Hej , jestem Josh . Miło cię poznać - Josh podchodzi do Camili i uśmiecha się szeroko, wyciągając rękę.
- Camila, miło mi.  - I w tym momencie Camila upuściła swoją torebkę, BRAWO.
Josh nie traci czasu i szybko pomaga jej pozbierać rzeczy. - Poradzę sobie. - Mówi Camila. Widać na jej twarzy zirytowanie, gniew.
- Pomogę ci przecież. - Josh uśmiecha się dalej i zbiera rzeczy.
- Nie ! Dam sobie radę ! - Camila wyrywa mu torebkę i szybko zakłada przez ramię. - Kris, możemy pogadać w końcu ? - Szepcze do mnie Camila, a ja potwierdzam wzrokiem.  Josh wydaje się być trochę zaskoczony zachowaniem Camili i jej nagłą furią.
- Yyy... Josh ! Mamy naprawdę świetny skatepark. Jak chcesz, możesz iść, a my sobie pogadamy, ok?
- No spoko. - Josh odchodzi lekko zdezorientowany całą sytuacją.
- Słucham. - Mówię do Camili.
- Rano zachowywałaś się dziwnie... Wiem, że coś jest nie tak. Mów. - Camila powinna wiedzieć.
- Chodzi o Davida.... Przepłakałam całą noc, bo dostałam list NIBY od niego w którym pisało, że ze mną zrywa.. Po czym rano go spotkałam w drodze do szkoły i wszystkiemu zaprzeczał. Twierdzi, że to była Alice, ale Steven przekonuje mnie, że David kłamie i sama nie wiem już w co wierzyć... - Camila stoi z otwartą buzią ze zdziwienia.
- Ale... yyy... I co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem. Myślałam, że ty mi pomożesz..
- Wiesz... Davida nigdy nie lubiłam, ale skoro go kochasz, to powinnaś dać mu szansę i uwierzyć w to, co powiedział. Steven pewnie nie doradził by ci tego co ja , no ale...
- Jak to ? Przecież Steven to mój przyjaciel, tak samo jak ty...
- Kris, nie bądź głupia...
- Co ?
- Przecież Steven na ciebie leci ! - Nie chciałam w to wierzyć, nie chciałam. Tłumaczyłam sobie, że tak nie może być. Teraz Camila od nowa zachwiała moją wersję wkodowaną w mózg.
Odwracam wzrok. Josh rozmawia z jakimiś kolesiami. Zawsze szybko i łatwo nawiązywał nowe znajomości.
- Hej ! Chodź tutaj ! - Krzyczy do mnie.
- Camila, muszę iść. - Patrzę na nią, a ona już wie, że nie mam ochoty rozmawiać o Stevenie..
- No dobrze, trzymaj się i podejmij właściwą decyzję.
- Dzięki...  - Camila odchodzi. - Dzięki za wszystko...- Szepczę pod nosem, choć wiem, że mnie już nie usłyszy.

- O, widzę że poznałeś już tutaj kogoś, szybko się rozkręcasz , Josh. - Mówię cicho do Josha uśmiechając się. Stoję obok niego i czterech chłopaków (których wgl nie znam).
- No tak . Poznaj : to jest Michael, Jacob, Thomas i Willy.
- Cześć chłopaki.
- Aha, no i tam jeszcze stoi David. - David. Na dźwięk tego słowa serce zaczęło mi szybciej bić.
- Jaki David? - Pytam od razu.
- David Turner. Czekaj, zawołam go. Ej David ! - David przestaje rozmawiać z jakimś kolesiem i podchodzi do nas. - David to jest K..
- Kristen High, najpiękniejsza dziewczyna na świecie. - Josh patrzy się na mnie i na Davida, zdziwiony.
- To wy się znacie ? Hmm.. Musisz lubić Kristen, skoro mówisz takie rzeczy..
- Nie ja jej wcale nie lubię, Josh.
- Nie?
- Nie. Ja ją kocham. - Przypomniały mi się słowa Camili  "podejmij właściwą decyzję" . I ja chyba już podjęłam.

**************************************************************************************************************

"Dlaczego niektóre sekrety są przekleństwem, a inne budują między ludźmi bliskość, której za nic nie chciałoby się stracić?"