Translate

piątek, 26 października 2012

Rozdział 15

Mieszkanie Mary jest przepiękne. Świetnie je urządziła, ma do tego talent, to pewne. Jest dość przestronne i sama nie wiem, gdzie mam odłożyć moje rzeczy.
- Chodź do salonu. Zabiorę twoje rzeczy do sypialni, dobrze ?
- Tak. Dziękuję ci. - Mary znika za ścianą i po chwili wraca do salonu, siadając na przeciwległej kanapie.
- Ah , zapomniałam ! Chcesz się może czegoś napić ? - Mary odruchowo wstaje i zaczyna iść w stronę kuchni.
- Nie .. Nie trzeba.
- A może jednak....
- Nie. - Ucięłam. Mary poddaje się i wraca na swoje miejsce. - Nie wiesz może co się teraz dzieje z moim ojcem ? - Zapytałam. Mimo, że nienawidzę go z całego serca, w końcu jest moim ojcem.... Mary przez chwilę milczy. - Mary ?
- Jest w areszcie. Za 2 dni będzie miał rozprawę w sądzie.. Dziś rano przyszło zawiadomienie, żebym wstawiła się w sądzie i.....
- I ?
- I ty też musisz tam być...
- Nie chce GO już nigdy widzieć na oczy ! W życiu tam nie pójdę ! Nie !
- Spokojnie , Kris. Nie będziesz musiała go bronić, czy coś, tylko opowiedzieć jak było. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale musisz się stawić.
- Ale...
- Musisz.
- Mary...
- Tak?
- Mogę się przejść ?
- Ok. Poczekaj tylko wezmę kurtkę.
- Sama. - To było trochę niemiłe z mojej strony, ale nie chcę teraz niczyjego towarzystwa. Może świeże powietrze rozjaśni mój umysł.
Wychodzę.

Ledwo wyszłam przed kamienicę, a zadzwonił telefon.
David.
- Halo, Kris ? Gdzie jesteś ? Wszystko ok ? Czemu nie wyszłaś i nie dałaś mi znać ?
- Spokojnie. To długa historia. Ale nie ważne, muszę ci o czymś powiedzieć...
- Nie strasz mnie ..
- To nic takiego... Będę teraz mieszkała u Mary.
- U Mary ? Dlaczego ?
- Tylko ona mi teraz pozostała.
- A ja?
- Ty też... Tylko mówię o mojej rodzinie. Chcę u niej zostać, i tak już nieźle ci namieszałam. W każdym razie dziękuję za pomoc, nigdy o tym nie zapomnę.
- Zawsze możesz wrócić.
- Wiem. Ale już zdecydowałam.
- Jak chcesz. Będę mógł cię chociaż odwiedzać ? Czy to jest "niedozwolone" ?
- Nie przesadzaj, Mary nie jest taka straszna.
- Ja tam nie wiem....
- Co masz na myśli ?
- Nie.. nic. Po prostu jej nie ufam...
- No wiesz co ?! Jak możesz ! Mary jest wspaniałym człowiekiem, nigdy nie odmówiła mi pomocy, pomogła przecież również tobie... Nie pamiętasz?
- ... Dobra Kris, muszę kończyć, trzymaj się, cześć.
O co mu chodziło ? Hm... Może jest przewrażliwiony.Tak, na pewno tak. Ja też jestem przewrażliwiona, jeszcze bardziej niż David, ale koniec z tym. Nie pozwolę, żeby strach mnie pokonał, niee.... Będę się cieszyła wszystkim co mam i czego nie mam, ale mogę mieć. Życie musi toczyć się dalej. Nie zatrzymam go, a wręcz przeciwnie - pomogę mu, by pędziło do przodu ..
Idę obok hali.... Powracają wspomnienia . David. Ustawki. Pieniądze. Strach.. Stoi tam jakaś grupka chłopaków. Nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Gapią się na mnie , uśmiechając się szyderczo.
- Ej Josh ! To jest ta twoja lalunia ? Haha - Krzyczy jakiś fagas. Jeden z zebranych ściąga kaptur. To Josh. Podchodzi do tego kolesia, który to powiedział, uderzając go z całej siły w twarz i powalając na ziemię.
- Jeszcze raz tak o niej powiesz a cie rodzona matka nie pozna ! .. - Warczy do niego.
- Pożałujesz tego jeszcze .. - mówi tamten, patrząc na Josha spode łba.
- Nie gniewaj się Kris - mówi Josh do mnie - on jest spity na amen, nie wie co mówi.
- Dobra, nic sie nie stało. - mówię bez przekonania.
- Słyszałem co się stało.... Przykro mi... Chciałbym...
- Nie gadajmy o tym. Radzę sobie świetnie. Wszystko jest świetnie - Mój wyćwiczony uśmiech widocznie robi wrażenie, bo nikt nie dostrzega mojego kłamstwa. - Ej, kiedy jest ta impreza u Maxa?
- Miało być za miesiąc, ale będzie za tydzień kochana - Max podchodzi do mnie, uśmiechając się tajemniczo. Wyciągam do niego rękę na przywitanie, jednak on jej nie przyjmuje i całuje mnie w policzek, obejmując mnie w pasie. Zaskoczyło mnie to, ale nie będę robiła scen o coś takiego. - Liczę na to, że jednak przyjdziesz. - Uśmiecha się .
- Pewnie ! Muszę tam być , haha ! -  Uśmiecham się . - A tak przy okazji, masz bardzo ładne perfumy, Max.
- Ty też.
- Ej gołąbeczki, koniec już tego słodzenia ! - Wtrąca się Josh, a ja czuję się lekko zażenowana. - Chodźmy lepiej gdzieś, bo robi się zimno..
- To może kino ? - Rzuca Max .
- Mi pasuje . - Odpowiadam.
- No to idziemy na komedię ! - Josh podejmuje za nas decyzję, jednak mi ona niezbyt odpowiada.
- Wolę horrory - odpowiadam, ale chyba nikt mnie nie usłyszał.

Idziemy.
- Masz, weź . - Mówi Max, podając mi swoją bluzę.
- Ale...
- Przecież widzę, że ci zimno. Po prostu weź.
- Dzięki.

Wchodzimy do kina.

- 3 bilety poproszę. - Josh stoi przy kasie z Maxem, a ja idę kupić popcorn.
- Kris ?! - Camila ! SPRZEDAJE POPCORN ?!
- Camila ?! Co ty tu robisz ? - Nie ukrywam szoku.
- Pracuję.
- Co ? Ale.. czemu nic nie mówiłaś ?
- Jestem tu tylko w weekendy . Dorabiam sobie, ale nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że mnie wyśmiejesz, czy coś.
- JA ?! No co ty ! Praca jak każda inna.
- To dobrze, że tak myślisz. Dam ci zniżkę na popcorn, haha ! - Camila śmieje się, po czym poważnieje. - Kris... Ja wiem  o wszystkim... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
- Nie gadajmy o tym, proszę...
- Ok... To chcesz ten popcorn czy nie ?
- Dawaj ! Haha - sytuacja opanowana. - Dzięki.
- Sama jesteś ?
- Nie. - Pokazuję wzrokiem na Josha i Maxa, na co Camila nieco się krzywi, nie wiem czemu. Nie mam czasu jednak by to z nią wyjaśnić, bo mnie wołają. - Muszę już iść, papa !
- Cześć....
Mamy 2 minuty do seansu. Wchodzimy do sali kinowej.

Mamy miejsca na samym tyle. Widzę stąd wszystkich.
- Jaki to właściwie film ? - pytam.
- Zobaczysz. - odpowiada Max, uśmiechając się łobuzersko.
Film się zaczyna.
Zaraz zaraz.
TO HORROR !
Uśmiecham się pod nosem, patrzę na Josha - wydaje się nieco zawiedziony; patrzę na Maxa - uśmiecha się z satysfakcją.
- To twoja sprawka ? - pytam Maxa uśmiechając się.
- Tak . Miałem nadzieję, że się ucieszysz. Niestety Josh strzelił focha, haha . - Zaczynamy się śmiać, a Josh udaje "obrażonego",  odwracając się do nas plecami .
Oglądamy film dalej. Nie wiem jaki ma tytuł, ale wydaje się straszniejszy niż te, które dotąd oglądałam...
- AAA ! - Krzyczę w pewnym na prawdę STRASZNYM momencie. Zakrywam twarz dłońmi.
- Ej, to tylko film - mówi Max, ale to nie pomaga. Nie odsłaniam twarzy. - Ej. - Max chwyta moje ręce i odciąga je od twarzy. Patrzy mi w oczy. - Spokojnie, to tylko film. Tylko film. - Biorę głęboki wdech . Jest troszkę lepiej. Dawno nie oglądałam horrorów, czasu nie było.
- Już jest ok, dzięki.
Dalsza część filmu była fajna; mniej straszna niż początek.
Wychodzimy z kina.
- Było spoko . - zaczynam.
- Oprócz twojego krzyku na samym począku filmu, haha - Max śmieje się, a ja go "biję"
- Ej ! No bo to przecież było straszne no ! - Sama zaczynam się śmiać.
- Słuchajcie, ja muszę spadać. Za 20 minut chłopaki grają mecz, siema. - Josh szybko idzie w kierunku metra. Zostajemy z Maxem sami.
- Gdzie mieszkasz ? - pyta Max.
- Na Baker Street, ale chwilowo mieszkam u kuzynki 2 przecznice wcześniej.
- A to w takim razie cię odprowadzę, ok ?
- Haha, no spoko .
Zaczynamy iść.

Pod kamienicą, gdzie mieszka Mary stoi David.
- Hej skarbie. - podchodzi do mnie i przytula mnie. Max stoi nieco zdziwiony.
- Yyy... to ty masz chłopaka ?
- Co cię to obchodzi ? - odburka David.
- Spokój szczylu .
- Spierdalaj.
- Masz jakiś problem ? - Rzuca Max i popycha Davida.
- No chyba ty . - David mu oddaje.
- Ej ej ! Uspokójcie się obaj ! - wchodzę między nich. - David to mój chłopak, Max. - po tych słowach na twarzy Davida widać satysfakcję. Stoi za mną i przytula do siebie, całując w policzek. Max wydaje się teraz trochę wzburzony. - Musimy już iść. - dodaję, bo ta cisza robi się nie do zniesienia.
- Właśnie, musimy. - powtarza David z wymownym uśmiechem.
- Do zobaczenia, Kris. - odpowiada Max, posyłając mi swój szelmowski uśmiech.
Odchodzi.
- Po co się tak zachowałeś ? - jestem zła na Davida.
- Należało mu się. A tak wgl kto to był ?
- Kolega Josha.
- Josha tak ? Nie powinnaś się z nimi zadawać. Są podejrzani.
- Nie mów mi, co mam robić.
- Dobra, nieważne. Idziemy na chwilę do mnie ?
- Muszę wrócić do Mary. Trochę mnie nie było, pewnie się martwi.
- A wieczór?
- Ok. Ale gdzie chcesz się spotkać ?
- W parku.
- Dobrze, to do zobaczenia. - Mówię i całuję Davida na pożegnanie.
Otwieram ciężkie drzwi starej kamienicy i wchodzę do środka. Troche bolą mnie nogi, ale wracam teraz z nowym postanowieniem, którego zamierzam się trzymać najdłużej jak to możliwe.

******************************************************************************************************************

"Nigdy nie zrozumiem twojej gotowości, żeby się położyć i umrzeć. Nie mam dla ciebie współczucia, skoro nawet nie chcesz spróbować o siebie walczyć."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz