Translate

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 20, cz.3

- Halooo .. Kristen? Obudź się... - słyszę głos. Czuję, że głowa mi zaraz eksploduje. Nie mam siły się podnieść, więc tylko otwieram oczy. Max.
- Co ty tu robisz?.... - udało mi się wydukać.
- Długo nie wracałaś i zacząłem się martwić. Dereck powiedział, że tu jesteś, więc przyszedłem. Masz. Wypij. Pomoże ci z bólem głowy.
- Ale... Co się ze mną stało ? Nic nie pamiętam... - zbieram wszystkie siły i podnoszę się na łokciach.
- To pewnie przez alkohol. Masz troche słabą głowe ..
- Tak.... Pewnie tak...
Max przysuwa się bliżej i pomaga mi się podnieść.
- Dzięki.. - dodaję i wypijam znowu COŚ, czego nie znam. - I przepraszam, że psuję ci imprezę.. - spuszczam wzrok.
- Nawet tak nie mów. Nic nie zepsułaś. Każdy może się gorzej poczuć. Jak chcesz mogę tu z tobą chwile posiedzieć. - mówi Max, patrząc mi głęboko w oczy.
- Dziękuję. - uśmiecham się lekko. Max jest na prawdę w porządku.

Siedzimy w jego pokoju, który stylizacją jest nieco podobny do sypialni Davida - tzn. Max też jedną ścianę przeznaczył na zdjęcia koszykarzy, co nie powinno mnie dziwić.
- Od jak dawna grasz? - pytam.
- W sumie to od zawsze. Już jako chłopiec chodziłem często z tatą na boisko i rozgrywaliśmy taką naszą "lige mistrzów". Taa... Szkoda, że nie mogę czasem wrócić do tego, co było.... - spuszcza wzrok.
- Ej... Max... Wszystko ok ?.. - kładę mu rękę na ramieniu. Nie nastąpiła żadna zmiana. - Możesz mi powiedzieć.... - Max wzdycha ciężko.
- Dobrze. Bo ja.... po prostu chciałbym czasem, żeby wszystko było tak jak kiedyś.... - głos mu drży.
- Czyli jak?
- Chciałbym, żeby mój ojciec dalej żył. Po prostu.
Boże. Nic nie wiedziałam... Niepotrzebnie się dopytywałam.
- Przepraszam... nie wiedziałam..
- Nie. To nic. Z czasem nauczyłem się z tym żyć.... Tylko, że to wraca i ... Dobra. Ej. Nie będę cię przecież zanudzał teraz jakimiś smętami, nie? Po prostu... czasem lubię się wygadać...
- Rozumiem cię. Nawet bardziej niż myślisz, Max. - mówię i przytulam go. Jakby bratnia dusza, podobnie zagubiona na tym świecie, jak ja. Tylko z lepszą maską, ukrywającą jego prawdziwą naturę. Czasem nie poznajemy ludzi wystarczająco dobrze, a wydajemy sądy. Błąd. Czuję, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Może moglibyśmy zostać przyjaciółmi?
- Dziękuję, Kristen. - szepcze .
- Nie ma spraw... - przerwa. Max właśnie mnie POCAŁOWAŁ. Jestem w szoku, żeby cokolwiek powiedzieć. Nieśmiały pocałunek przeradza się w coraz bardziej namiętny. Max oplata mnie rękami. Prawą dłonią zaczyna delikatnie ściągać moją bluzkę. Wciąż nie przestając mnie przy tym całować.
- Przestań !!!! - krzyczę wkońcu, ale on mnie nie słucha. - Puść mnie, Max !! - wyrywam się, ale trzyma mnie mocno.
- Kristen, nie bądź taka... Przecież wiem, że ci się podobam. - dodaje z szelmowskim uśmieszkiem.
Nie poznaję go. To nie jest ten sam miły, uprzejmy chłopak. Teraz to mężczyzna, który ma obłęd i żądzę w oczach.
Ściągnął ze mnie koszulkę, mam ochotę umrzeć. Dlaczego on to robi ?....
- Błagam !! - wrzeszczę przez łzy, kiedy widzę, że rozpina sobie spodnie.
- Spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim... - mówi, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Mówiłem, że to będzie najlepsza noc twojego życia, kochanie... - jego wyrachowany śmiech przepełnia pokój i mnie całą od środka.
Drzwi wejściowe są zamknięte. Rozglądam się nerwowo w poszukiwaniu jakiegoś ratunku..
- Nie uda ci się. - mówi Max, widząc moje zachowanie. - Nie jesteś pierwsza i też nie ostatnia. Nie martw się, dobrze się tobą zaopiekuję, haha !
Złość bierze górę nad strachem.
- Ty cholerny dupku !!!! - wrzeszczę i nacieram na niego. Okładam go pięściami ze wszystkich sił, a on tylko się śmieje. W jednej chwili łapie mnie za oba nadgarstki i przytrzymuje mocno.
- Biedna, mała Kristen...  - mówi z twarzą milimetry od mojej.
- Błagam... - szepczę skrajnie wyczerpana i płacząc osuwam się na ziemię.

Nagle słyszę dźwięk zamka od drzwi. Klamka porusza się i do pokoju wchodzi Agnes. Zatrzymuje się na chwilę w bezruchu, po czym podbiega szybko do mnie.
- Co tu się dzieje ?! - mówi, patrząc wściekłym spojrzeniem na Maxa, po czym pomaga mi wstać. - Nic ci nie jest ?
- N-niee....- dukam.
- Po co tu przyszłaś ? Nie widzisz, że przeszkadzasz? - mówi wyraźnie wkurzony Max, zakładając swoją koszulę.
- Tak, "z pewnością" - warczy do niego Agnes.
- Dobra, skończ. Wychodzę. - odpowiada do Agnes. - To do zobaczenia "kochanie" - mówi i puszcza mi oczko. Brzydzę się nim....

- Ej już dobrze... Nie płacz... - mówi Agnes, kiedy siedzimy na dachu hali, przy której po raz pierwszy zobaczyłam tych wszystkich gangsterów i Davida, walczącego za pieniądze.. Wyszłyśmy tylnym przejściem, żeby nikt nas nie widział. Mam dość swojego życia...
- Ja po prostu.... nie rozumiem.. Dlaczego on to robi ?! Dlaczego właśnie mi ?! Co ja mu zrobiłam ? No co ?!.....
- Już.. Ciii ... - Agnes przutyla mnie mocno. Chociaż ona jest dla mnie teraz wsparciem. - Max ... po prostu taki jest. - wycieram oczy.
- Jaki ? Chamski do szpiku kości ? Egoistyczny ? Wyrahowany ?
- Dla niego nie liczą się uczucia. Ma to po ojcu. Tyle, że teraz wyleciał na Majorkę, a matka sama sobie nie daje rady.
- Co? Ale przecież ojciec Maxa nie żyje.. - mówię zdziwiona, po czym orientuję się w sytuacji i kiwam głową. - Pewnie... Jaka ja byłam głupia ! Uwierzyłam mu.. Myślałam, że on jest chociaż w połowie taki jak ja. Że oboje wiele przeszliśmy. Że możemy być przyjaciółmi. A on to bez wahania wykorzystał....
- Więcej już tego nie zrobi. Zobaczysz. Będzie dobrze, Kristen. - nie mam już odpowiedzi. Słowa Agnes brzmią jak zwykła formułka, którą ktoś nas obdarza, żeby nas pocieszyć. A jednak jest w nich coś szczerego, co sprawia, że pragnę w nie wierzyć.

Siedzimy jeszcze jakiś czas w ciszy. Przestałam już płakać. Teraz tylko oglądam gwiazdy, które lśnią jasno na niebie. Próbuję odczytać z nich wskazówkę - jak dalej żyć, ale żadna nie chce mi pomóc.

****************************************************************************************************************

"Szybko mrugam, żeby powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Dlaczego wszystko musi się kiedyś kończyć? - pytam miękko.

- Nasze dni są policzone w księdze żywota (...) - odpowiada cicho (...) - To właśnie nadaje im sens i sprawia, że są takie cenne."

czytasz=komentujesz :D

+ MACIE W PRAWYM GÓRNYM ROGU TAKĄ FAJNĄ ANKIETĘ, WIĘC GŁOSUJCIE ! : )

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 20, cz.2

~Kristen~

- Hej, jestem Dereck, miło cię poznać. Max dużo o tobie mówił.
- Naprawdę?.... - czuję, że robię się cała czerwona.
- To pewnie ! Cieszę się, że przyszłaś. Na pewno nie pożałujesz. - Dereck olśniewa swoimi idealnie białymi zębami.
Boże, nie wierzę, że właśnie poznałam DERECKA WALKERA !!!!!!! 
- To może coś do picia? - pyta Dereck
- Ok, poproszę.
- Spoko, zaraz ci przyniosę. Ej Josh, weź na chwilę mnie zastąp . Zaraz wrócę.
- Ok. - odpowiada Josh, a Dereck idzie do kuchni.
Siadam na ogromnej czarnej kanapie w głębi salonu i oglądam wszystko dookoła.
- Hej ! Ty jesteś Kristen High, prawda? - jakaś dziewczyna przysiada się do mnie. Jest bardzo ładna - ma długie czarne włosy i fiołkowe oczy, które rozświetlają jej jasną twarz. Ubrana jest w białą, koronkową mini sukienkę, a na nogach botki. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Wydaje się być w porządku.
- Cześć. Tak... to ja. A skąd to wiesz? - pytam.
- Josh powiedział, że przyjdziesz i opisał mi ciebie z wyglądu. Mówił, że jesteś spoko i że musisz koniecznie poznać chociaż część z nas.
- Z nas ? ...
- Tak. Bo widzisz - wszyscy tu mamy wspólną pasję - koszykówka. Choć może ja sama nie mam teraz dresów na sobie, to i tak kocham grać. Wspieramy drużynę Maxa. Trenujemy razem. Przeważnie w nocy, bo wtedy jest chłodno i przyjemnie, a poza tym boisko jest zawsze wolne. No... prawie zawsze...
- Co masz na myśli?
- Czasami naszą miejscówkę zajmują ulicznicy. No wiesz - walki, ustawki itp. - przypomniała mi się przeszłość Davida.... musiał walczyć, żeby pomóc sobie i siostrze. To smutne, że jedni mają wszystko i pragną wciąż więcej, a inni całe życie muszą walczyć o swoje szczęście. Chciałabym, żeby ON był tu ze mną... - Haloooo ! Słuchasz mnie wgl ?  - dziewczyna patrzy na mnie wyraźnie zdziwiona.
- Tak....... Zamyśliłam się poprostu... - wbijam wzrok w kieliszek po szampanie powitalnym.
- Ej. Wrzuć na luz , dziewczyno ! Przyszłaś tu żeby się bawić a nie użalać wkońcu, nie ? Josh prosił, żebym cię zapoznała z tutejszym składem i dotrzymam słowa. A tak wgl jestem Agnes. - wyciąga do mnie dłoń a ja ją przyjmuję. Przywróciła mnie na ziemię... i dobrze. Mam dobre przeczucia co do dzisiejszej nocy.
- Siema siema, wracam już do was drogie panie .  - Dereck rzuca się na kanapę i odgradza mnie od Agnes.
- Jakby coś, jestem przy basenie . - mówi i odchodzi.
- Zawsze tak działam na kobiety - wszystkie się przy mnie peszą. Co zrobić, taki los przystojniaka, nie ? - Dereck rozśmiesza mnie tym wyznaniem. Czuję się już wyluzowana i swobodna, choć wciąż nie znam wszystkich. - Masz. Mam nadzieję, że ci posmakuje . - mówi i podaje mi kieliszek .
- Pachnie jak Cherry . - zauważam.
- Bo to jest Cherry i trochę mojej fantazji kulinarnej .  - Dereck uśmiecha się  i jeszcze bardziej rozwala na kanapie.
- Dziękuję. - mówię. Dostrzegam, że Dereck cały czas się na mnie patrzy.... jakby nie mógł się ruszyć, dopóki nie wypiję. - Nie miałeś iść na konsolę? - poddaję mu pomysł.
- Ok ok, już sobie idę ! - udaje obrażonego i odchodzi, a ja wypijam TO COŚ.
Hmmm... całkiem dobre, ale jednak nie do końca dla mnie.
Przy konsoli stoi Josh, troszkę "pod wpływem" jak widać. Jak można się upić na początku imprezy ? Dobra. Trzeba będzie go pilnować, bo zatacza się nieco... W ostatniej chwili Dereck go łapie i wyprowadza na zewnątrz.
- Co ty idioto odpierdzielasz ?! - drze się na Josha.
- No co... miałem ci pomóc ? To pomagam. Luzz bracie..
- Jesteś nalany w chuj , zostań tu i nie wracaj na konsolę ! Rozumiesz ?! - Dereck wygląda jakby zaraz miał zabić Josha.
- No ok ok.. - mówi Josh i kładzie się na leżaku przy basenie. Pięknie.

Wychodzę na pole i idę w stronę basenu. Agnes tańczy z jakimś ciemnoskórym facetem z afro. Śmiesznie razem wyglądają, ale po ich spojrzeniach widzę, że mają się ku sobie. Po chwili przytulanka się kończy i przestają grać.
- Kristen choć tu do nas ! - Agnes drze się do mnie, a ja podchodzę niepewnie. Agnes w jednej chwili zabiera mikrofon i wdrapuje się na stół.
- To nasza nowa przyjaciółka - Kristen High - znajoma Josha ze starych lat i Maxa . Powitajmy ją jak każdego nowego tutaj ! - O co chodzi ?!
Podchodzi do mnie dwóch kolesi , przewyższających mnie wzrostem o półtorej głowy. Łapią mnie i podnoszą.
- Niee !!! - drę się, gdy widzę, że niosą mnie nad basen. Normalnie nie miałabym nic przeciwko, GDYBY BYŁ LIPIEC, A NIE LISTOPAD !
- Spokojnie ! Każdy z nas to przeszedł, nie masz się czego bać ! - słowa Agnes wcale nie pomagają. - Panowie ! Na trzy ! .. Raz .... Dwa....... Trzy !!!!

*PLUSK*

Wpadam w taflę wody. MA-SA-KRA !!! Szybko wypływam na wierzch i przecieram oczy. Patrzę. Spodziewam się śmiechów, drwin....  a tu ? Brawa. Wszyscy nad basenem biją mi.... brawa. Pierwszy raz uczestniczę w czymś TAKIM. W każdym razie cieszę się, że ta ceremonia dobiegła końca.
- Jesteś teraz jedną z nas, haha ! - Agnes wyciąga mnie z wody. Cała drżę.....
Podchodzą do mnie teraz wszyscy i rozmawiają ze mną. Niektórzy są dziećmy lekarzy, prawników, inni rodziną słynnych sportowców itp. Poznałam : Elenę, Jacob'a, Ericę, Sama, Conrada, Stephanie, Carmen, Dorin i resztę.
- Idź może lepiej się przebrać. W pokoju Maxa powinny być jakieś ciuchy - mówi Dereck, który też obserwował moją "ceremonię".
- Ok, dzięki. - mówię i wchodzę z powrotem do willi.

Idę po schodach, które zdają się nie mieć końca.
- Jest tu kto ? - pytam, wchodząc do pokoju Maxa, jak poinstruował mnie Dereck. Drzwi były uchylone...
Cisza.
Nagle poczułam się słabo... Siadam na łóżku. Moja głowa.... Nie wiem co mi jest... Czuję, jakbym miała zemdleć... Opadam bezwładnie na łóżko. Nie mogę się ruszyć ! Co się ze mną dzieje ?! Powoli powieki mi się zamykają.. Ostatnią rzeczą, którą widzę jest jakaś zamazana postać wchodząca do pokoju i zamykająca za sobą drzwi... Nie wiem kto to.. Nic nie wiem.... Odpływam zupełnie..
Ciemność.

****************************************************************************************************************
TO BE CONTINUED ..........

Dereck Walker (21 l.) - słynny Dj w dzielnicy gdzie mieszka Kristen. Cieszy się dużą popularnością, znajomy Maxa.















Agnes Stone (18 l.) - Dziewczyna Josha, jednak Kris o tym nie wie. Uwielbia koszykówkę . Dusza towarzystwa, otwarta, szczera, zawsze mówi to, co myśli.














niedziela, 25 listopada 2012

LIEBER AWARD PO RAZ 2 i 3 : )

Uprzejmie dziękuję za nominację od http://foreveryoung-ornever.blogspot.com/ i http://directiongirls19.blogspot.com.

Ale pokolei - najpierw http://foreveryoung-ornever.blogspot.com/.


1. Zespół - SYSTEM OF A DOWN *.* , piosenkARZe - Serj Tankian, Mikael Akerfeldt, Steve Harris
2. SOAD nie LUBIĘ, tylko KOCHAM . Dlaczego? Bo śpiewają o CZYMŚ, a nie jak teraz ciągle wychodzą jakieś płytkie popowe piosenki. Dla mnie muzyka musi mieć sens (oprócz takiej na dyskotekach, no bo wiadomo, że chodzi tylko o fajne brzmienie i rytm). Przesłanie jest najważniejsze, dlatego choć słucham praktycznie wszystkiego - najbardziej uwielbiam metal i rock.
3. Szczęście - stan, kiedy wydaje ci się, że masz już wszystko.
4. Zależy od sytuacji .
5. Chyba nie mam.
6. Nie. Jestem w fazie spełniania ; ) . Co z tego wyniknie ? Czas pokaże.
7. Do Nowego Jorku i Londynu *.* . Poczuć ten klimat,  choć na chwilę żyć w mieście, które nigdy nie zasypia.
8. Zaczęłabym się modlić.
9. Nie mogłabym wybrać - zbyt trudne ultimatum.
10. Myślę, że raczej dobre, bo podciągnęłam się np. z biologi, która kiedyś była dla mnie czarną magią, z fizyki też. Tak że jest dobrze i może być jeszcze lepiej, jak się postaram ; )
11. Mój kuzyn poznał swoją teraźniejszą żonę w Zakopanym. Dzieliło ich kilkadziesiąt kilometrów, ale kochali się prawdziwie i ta miłość przetrwała. To chyba o czymś świadczy.

Teraz http://directiongirls19.blogspot.com.

1. Nie powiem : x
2. Teraz zmienił mi się nieco gust. No ale w każdym razie : chciałabym, żeby był wyższy ode mnie tak z 10 cm, miał ciemne, brązowe oczy i włosy (raczej krótkie, albo do ramion) mogą być loki (loczki są wg mnie słodkie< 3) , szerokie ramiona . Ubranie : wszystko tylko nie DRES , nie może być JP na 100% czy coś takiego. Chciałabym, żeby lubił tą samą lub zbliżoną muzykę, co ja. Jeśli chodzi o charakter - na 1 miejscu stawiam POCZUCIE HUMORU ! No. Musi szanować dziewczyny, więc odpada mówienie o JAKIEJKOLWIEK kobiecie, że jest np. kurwą, dziwką itp. Stawiam jeszcze na szczerość, odwagę, lojalność i żeby nie wstydził się siebie i nie bał się wyluzować (np. mógł zatańczyć na dyskotece, choćby nie umiał, ale żeby się dobrze bawić). 
3. Ostatnio nie, bo jakoś czasu brak : x
4. książki
5. Nie wiem. Moim zdaniem nie jest strasznie źle, ale śpiewam sb np. pod prysznicem czy coś xd 
6. CHEMIA i teraz tez fizyka przez nauczycielke nowa -.-
7. Titanic , Faceci w butach
8. Widziałam ich kilka razy w necie tylko i jakoś nie przepadam specjalnie. Ale jeśli już wybierać spośród nich to obstawiam Malika 
9. hehehehehe - NIE MAM : )
10. Znam aż 1 ich piosenkę xd nie wiem. są mi obojętni
11. Nic. 


+ nie chce mi sie nikogo nominowac - raz to zrobilam i wiecej blogow na razie do nominacji nie znalazlam, wiec SORY : )

Rozdział 20 , cz. 1

- Że co ?! - David jest trochę podminowany
- No dzisiaj.....
- Ale ja dzisiaj nie mogę !
- Dlaczego ?
- Bo mam trening...
- Karate?
- Tak ! Właśnie tak.
- Kurcze, to szkoda, myślałam, że pójdziemy....  - David patrzy na mnie i po jakimś czasie wzdycha głęboko.
- To, że ja nie idę, nie znaczy, że ty nie możesz - mówi już spokojniej .
- Bez ciebie to nie to samo. Obiecałam Maxowi, że będziemy.... Ale jak nie, to mogę pójść z tobą na to karate, może się czegoś nauczę ! Haha ! - śmieję się i poklepuję Davida po ramieniu. On wydaje się, jakby speszony.
- Coś nie tak? - pytam.
- Niee, skąd... po prostu uważam, że nudziłabyś się tam ze mną.... Idź na imprezę beze mnie. Następnym razem pójdę z tobą, obiecuję. A teraz wybacz, idę na karate - mówi i całuje mnie w czoło, po czym szybko odchodzi. To było dziwne..

Jest dokładnie 9.30 PM. O tej porze na karate? .... Odganiam szybko moje przewrażliwione myśli i przerzucam się na totalny chill out. Widzę Josha przechodzącego przez przejście.
- Hej Josh ! - Krzyczę i macham mu z daleka. Zaczyna biec w moją stronę.
- No hej . Niespodziewałem się, że cię tu spotkam. - trochę dyszy. Nadzwyczaj fajnie dziś wygląda. Nie wiem. Zrobił coś z włosami? A może to ciuchy? Nie wiem. W każdym razie wygląda świetnie.
- Idziesz może do Maxa teraz? - pytam w nadziei, że nie pójdę sama .
- Za chwilę, bo jeszcze miałem iść po coś do picia . Jak chcesz to chodź ze mną. Poszlibyśmy jeszcze na kawę, bo zimno strasznie. - uśmiecha się, a ja czuję jak po plecach przeleciał mi dreszcz,drżę .
- Ok. Chodźmy. - mówię szybko i pocieram dłonią o dłoń w nadziei, że będzie mi od tego cieplej.
- Masz. Cała się trzęsiesz. - mówi Josh i daje mi swoją czarną, skórzaną kurtkę.
- Dzięki. Zamarzam poprostu ! - śmiejemy się, a ja zakładam kurtkę. Jest mi teraz o wiele cieplej.

- Mmmm, pyszna ! - mówię, a Josh nagle wybucha śmiechem. - Coś nie tak?
- Masz piękne wąsy.... hahaha ! - biorę chusteczkę i szybko ścieram moje "wąsy" z kawy.
Właśnie skończyłam pić moją super ekstra kawę. W każdym razie była na prawdę przepyszna - najlepsza, jaką do tej pory piłam. Muszę tu kiedyść przyjść z Mary, spodobałoby jej się.
- To co, idziemy? - mówię.
- No ok. - wstajemy, ubieramy się i wychodzimy na mróz rozgrzani.
- Będzie fajnie, zobaczysz - dodaje Josh i uśmiecha się tajemniczo. Nigdy się tak nie uśmiechał. Było w tym coś miłego i jednocześnie .... coś peszącego"?". Staram się uśmiechnąć i podnoszę wzrok. Przeszywa mnie spojrzeniem na wylot - szybko przekręcam głowę i patrzę na kolorowe światła, prześwitujące zza budynków   . Widać skrawek ogromnego domu i basenu. Słyszę muzykę.
- To willa Maxa. - mówi Josh, widząc moje zaciekawienie.
Jestem w szoku. MAX MIESZKA W WILLI ?! Nic o tym nie mówił. Może bał się, że się speszę i nie przyjdę? W sumie... tak by pewnie było.
- O ja.... - ups ! Powiedziałam to na głos ?! Josh śmieje się z mojego zdziwienia.
- Mówiłem, że będzie fajnie. - dodaje, gdy stoimy przy furtce.
Zaniemówiłam. To jest po prostu coś pięknego -cała willa oświetlona lampkami w różnych kolorach, lokaje roznoszący kieliszki szampana i przekąski dla gości.  I ten basen - prawie jak pół parku. Magia.
Za ogrodzeniem mija nas grupka dziewczyn.
- Heej Josh! - chichoczą do niego. Są ubrane jak (łagodnie mówiąc) panie spod latarni. Josh w jednym momencie robi się czerwony jak burak i tylko uśmiecha się do nich.
- Nie zadzwoniłeś ostatnio .... coś się stało? - odzywa się jakaś wytapirowana blondynka w obcisłej, krótkiej, różowej sukience i czarnych wysokich szpilkach. Podchodzi do bramy, przy której stoimy.
- Dziś mi już nie uciekniesz... - mówi prawie szeptem, bawiąc się włosami Josha. Zachowuje się, jakby mnie tu w ogóle nie było. Chciałabym już wejść i zacząć się bawić.
- Tak tak.... - mówi Josh, a dziewczyna odchodzi .
Potem dostrzegam tłumy ludzi nad basenem - tańczą, śpiewają. NIKOGO NIE ZNAM !
Boże, odwagi.
Max jest pewnie częścią tzw. "śmietanki towarzyskiej" - to by wszystko tłumaczyło. W mojej szkole wszyscy mnie znają, ale teraz to ja nie znam nikogo z tych wszystkich ludzi.
Dobra Kristen ! To twój wielki dzień ! NIE ZEPSUJ TEGO . Właśnie teraz możesz się wybić. Pierwsze wrażenie jest najważniejsz - to twoja jedyna szansa !
Biorę głęboki wdech i zamykam oczy. Ok. Dam radę.

- Siema Josh ! - Max podchodzi do nas z szampanem w ręce. - Oo . Cześć Kristen. Cieszę się, że jednak przyszłaś. - dodaje.
- Tak.. nie wiedziałam tylko, że ty TAK mieszkasz...
- Nie chciałem ci wcześnej mówić, bo pewnie byś nie przyszła, ale teraz już nie ma odwrotu ! Zobaczysz - to będzie najlepsza noc twojego życia ! - mówiąc to patrzy na mnie wyczekująco i uśmiecha się łobuzersko. Czuję się jakoś dziwnie... Dobra. Nie myślę o tym. Mam się dobrze bawić i tak będzie !
- Macie. Smacznego. - Max podaje nam szapmana. - To za imprezę!
- Za imprezę ! - mówimy równo z Joshem i wypijamy kieliszek.
- Pyszny. - mówię.
- To dopiero początek. - mówi Max i znowu uśmiecha się w sposób, który nie mogę nazwać.
Wchodzimy do środka.


- Hej Dereck ! Zaopiekujesz się naszymi goścmi ? - MAX ROZMAWIA Z DERECKIEM WALKEREM !!! NIE WIERZĘ ! To najlepszy Dj w tej dzielnicy, o jaa... Poszli gdzieś na bok, tak, że nie słyszę ich rozmowy, więc rozmawiam z Joshem.

~Max~

- Hej Dereck ! Zaopiekujesz się naszymi goścmi ? - pytam i ściskamy sobie dłonie.
- Siema. Spoko, jeśli przedstawisz mi swoją nową "koleżankę" - Dereck szturcha mnie łokciem i puszcza oko.
- Nie masz co liczyć, zajęta... Ale to się niedługo zmieni. - uśmiecham się znacząco.
- Haha, rozumiem... Czyli dla pani coś mocnego , nie?
- Przecież wiesz. Obiecałem jej już, że to będzie najlepsza noc jej życia. I dotrzymam słowa...
- Zaraz namówię moją nową koleżankę na czystą - zobaczymy, czy ma mocną głowę, haha !To powodzenia stary !
- Dzięki .
Dereck na chwilę idzie ogarnąć konsolę.  Taa. Dziś kolejny sprawdzian, czy nie wyszłem z wprawy.       Zdam na 6+ , haha.

***********************************************************************************************************

TO BE CONTINUED ...........

DZIĘKUJĘ !

! PRZEKROCZONY 1.000 !

A więc w tym poście pragnę uprzejmie podziękować 

WSZYSTKIM ODWIEDZAJĄCYM 
CZYTAJĄCYM 
MOJEGO 
WSPANIAŁEGO (HEHE) 
BLOGA ! : )



+ dziś nowy roz. :D

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 19

~Kristen~
Pod sądem spotykamy Camilę i Stevena. Nie ukrywam, że jestem zdziwiona ich obecnością.
- Hej Kris. Jak się trzymasz? - Camila podchodzi i przytulamy się na przywitanie.
- Jest.... dobrze. - mamroczę . Patrzę na Stevena. Wydaje się być taki sam jak kiedyś, jakby nic się nie stało. Może wie, że potrzebuję teraz wsparcia, a nie kolejnych kłótni. W każdym razie jestem mu za to wdzięczna.
- Cześć. - mówi i podchodzi się przywitać. Jednak nie wita się z Davidem. Uraz pozostał mimo wszystko.

Stroję na korytarzu. Zegar tyka : pik pak pik pak . Mijają sekundy, a dla mnie godziny. Chodzę tam i z powrotem. Nie mogę usiedzieć na miejscu, jestem zbyt zdenerwowana. Znowu zobaczę się z ojcem, znowu wszystko wróci, znowu będę musiała zmierzyć się z moimi słabościami, które przez cały czas od śmierci mamy starałam się ukryć sztucznym uśmiechem i udawaną obojętnością.
- Może jednak usiądziesz na chwilę. - Camila patrzy na mnie z troską.
- Nie mogę......
- Ej. Jestem tu - David podchodzi do mnie i ściska mocno moje dłonie w swoich - wszyscy tu jesteśmy. - Dodaje mi na chwilę trochę otuchy, ale i tak zaraz zaczynam od nowa chodzić po korytarzu.
- Nic nie poradzisz, lepiej usiądź. - mówi Camila a David siada koło niej.

~Steven~

- Nic nie poradzisz, lepiej usiądź. - mówi Camila a David siada koło niej.
Nadal nie rozumiem jak taka dziewczyna jak Kristen może być z takim.......
Ugh... Steven opanuj się ! Kristen potrzebuje teraz spokoju, potrzebuje przyjaciół .
Właśnie... przyjaciół. Nie jestem nikim więcej, choćbym ogromnie chciał. Nie potrafię tego zaakceptować. Może miłość przyjdzie z czasem? Może Kristen to nie miłość, a raczej zauroczenie? Nie wiem.
W każdym razie dobrze, że Camila siedzi pomiędzy mną a tym kretynem, bo przysięgam - nie wytrzymałbym jego towarzystwa łagodnie mówiąc.
Patrzę ukradkiem na rękę Davida - spod luźnej koszulki, na prawym przedramieniu ma przepaskę. Dziwne. Jakby się przypatrzeć - na krawędzi niebieskiej przepaski jest plama...... krwi ? Tak. To na pewno krew.
- Coś nie tak Steve ? - zauważył mój wzrok. I jakim prawem mówi do mnie Steve ?! Jednak zostało w nim trochę starego Davida - cynicznego, lekceważącego innych faceta.
- Nic. Zupełnie nic.

~Kristen~

Po chwili ogromne drewniane drzwi do sali rozpraw się otwierają.
- Pani Kristen High proszona na salę !
O Boże. To ja ! Biorę głęboki wdech i próbuję przybrać postać nieugiętej, pewnej siebie kobiety.
Wchodzę na salę rozpraw.

Po 2 godzinach jest już po wszystkim. Ojciec został skazany na 5 lat pozbawienia. 5 lat. Tylko tyle za zabójstwo człowieka. Co prawda jak powiedział sędzia popełnione w afekcie i pod wpływem alkoholu , ale i tak uważam, że to nie wystarczające. Po 5 latach ojciec znów wyjdzie na wolnośc, a mama już z grobu nie wstanie. Życie jest nie fair. Głupia. Powinnam już się do tego przecież przyzwyczaić.

Podczas drogi powrotnej nikt nie zadaje pytań, nikt nic nie mówi. Panuje niezręczna cisza, którą w końcu przerywa zdecydowany, ale spokojny głos Stevena:
- Chodźmy może na shake'a , co ?
- Waniliowego ? - specjalnie dodaje David. Wie, że to mój ulubiony smak.
- No a jak inaczej?
- Kristen, co ty na to ? - Camila również mnie nakłania.
- No dobrze dobrze, ale ty stawiasz !
- No ej ! - Camila udaje obrażoną, a reszta zaczyna się śmiać. Potem rozmowa schodzi na dyskutowaniu o niewielkich dochodach Camili, której nie stać nawet na shake'a , później gadamy o jakichś jednorożcach i świetnych miejscach na spędzenie następnych wakacji. Tyle niby głupich tematów, a potrafiłam chociaż na chwilę zapomnieć, że w ogóle mam jakiekolwiek problemy.

Zbliżają się święta, więc większość sklepów jest już przystrojona. Tak samo jest z kawiarenką, do której przyśliśmy.
- No Camila.
- Co?
- No stawiasz przecież ! - zaczynam do Cam, która wkońcu się poddaje i kupuje nam wszystkim shake'i.

Południe spędzamy w kawiarni, po czym Steven idzie na basen, a Camila odwiedzić ciotkę.
Stoimy teraz z Davidem przed kawiarnią.
- Dzisiaj już raczej nocuję u siebie. - mówię, wspominając ostatnią noc u Davida. - Ale u ciebie też było miło. - dodaję i uśmiecham się do niego szeroko. Odwzajemnia to również uśmiechem. Patrzymy na siebie chwilę, po czym dostrzegam na jego przedramieniu jakiś kawałek materiału owiniętego mocno wokół ręki.
- Co to jest?  - pytam.
- A to... - David wydaje się być zaskoczony moim pytaniem. - zacząłem od jakiegoś czasu chodzić na.... karate. Tak.... Szkoła nazywa się........"Samurai". I mamy takie specjalne przepaski . Moja grupa ma kolor niebieski, więc moja przepaska jest niebieska.
- Ooo . Nic nie mówiłeś.
- Tak jakoś wyszło....
- Dobra nie ważne. Mam nadzieję, że kiedyś zabierzesz mnie na swoje lekcje. Chcę zobaczyć jak "walczysz" haha . - poklepuję Davida po ramieniu.
- Haha, no pewnie. I zapraszam cię, jakbyś kiedyś jescze nie miała gdzie spać - służę.
- Ależ dziękuję bardzo. - zaczynamy się śmiać z "wyrafinowania" naszej rozmowy.
Pamiętam dokładnie wczorajszy dzień - siedzimy wieczorem w parku, oglądamy gwiazdy, nagle dostaję sms-a od Mary....  Mary! O Boże kompletnie o niej zapomniałam !
- Muszę już iść . Mary się pewnie martwi. - rzucam i zanim David zdąży mi odpowiedzieć, mnie już nie ma.

- Już jestem ! - dyszę, wchodząc do mieszkania. - Mary ? - pytam, bo nigdzie jej nie widzę. - Maaaaaryyyy ! - wchodzę do jej sypialni - Mary jeste.... - O BOŻE.
Mary leży w swoim łóżku...... ale nie sama. Dr Duncan , czyli Billy leży obok niej, obejmując ją ręką.
Mary patrzy na mnie ze wściekiem wymalowanym na twarzy. Za to Billy jest czerwony jak burak, wyraźnie zaskoczony moją nagłą wizytą.
- O Boże. - ukradkowo szepnęłam.
Dalej stoję jak wryta. Przynajmniej już wiem na pewno, że to nie tylko kolega.
- Przepraszam ! - dodaję szybko i wychodzę.

Wybiegam przed kamienicę totalnie zażenowana. Czuję, że moją twarz pokrywa silny rumieniec. W sumie - nie ma się co dziwić. Wdycham rześkie popołudniowe powietrze. Jest listopad - dzień coraz krótszy, więc teraz słońce zajdzie za jakieś 3 godziny. Jest już trochę ciemno. Mam ochotę na spacer. Idę przez park, rozkoszując się widokiem wszystkiego, co widzę, choć chodziłam tędy już milion razy. Słyszę jakieś krzyki w oddali .
- Mówię dawaj to, bo cie zabije starucho !!!
- Ale ja nie mam żadnych pieniędzy, naprawdę !
- Jasne jasne! - jeden z facetów zaczyna targać babcią, a ona krzyczy i usiłuje się uwolnić, za co dostaje silnego kopniaka w brzuch. Nie mogę na to patrzeć !
Zbiry napastują biedną staruszkę jakieś 70 metrów przede mną. Zaraz zaraz..... To ci sami , co kiedyś zaatakowali mnie i Davida ! Nie pozwolę im krzywdzić niewinnej staruszki. Chwilę się waham.... Jednak mimo całego strachu jaki mnie ogarnia, podbiegam szybko do nich.
- Ej ! Zostawcie ją w spokoju ! - warczę , a jeden osiłek puszczę babcię na chwilę. Ta korzysta z okazji i oddala się niezauważona, bo wszyscy teraz zwrócili się do mnie. To się nazywa wdzięczność. Teraz to dopiero się wpakowałam.
- Proszę proszę, kogo my tu mamy ! Kristen High we własnej osobie. Ślicznie... - Jeden facet zbliża się do mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Odruchowo cofam się kilka kroków. SKĄD ON ZNA MOJE IMIĘ ?!
- Nie zbliżaj się do mnie durniu !!! - Krzyczę, co jeszcze bardziej go prowokuje.
- Biedna mała Kristen, i co teraz zrobisz ? Nie ma Turnera, nie ma nikogo. Park jest już pusty. Kto cię obroni ? Hahaha ! - Wszyscy zaczynają się śmiać, a ja coraz bardziej obawiam się o własne życie. - To nawet dobrze, że się spotykamy. Ty możesz zapłacić za Turnera..... własnym życiem ! - Wyciąga z kieszeni nóż i rzuca się w moją stronę. Robię szybki unik i odskakuję na zbocze. Po prawej oni , po lewej zbocze pagórka i  "labirynt" z krzaków wyższych ode mnie co najmniej o głowę.
- Szybko ! - Drze się ten z nożem, a reszta wyciąga swoje "akcesoria" i rusza na mnie.
Nie waham się ani chwili - skaczę w dół i turlam się po zboczu. Kręci mi się w  głowie, ale szybko wstaję. Nogi mi się trzęsą. Patrzę wzwyż. Jeszcze tam stoją. Szybko Kris ! Szybko !
Biegnę ile sił w nogach i wpadam do labiryntu.
- Gdzie mam iść ?!?! Gdzie ?!?! - Krzyczę sama do siebie. Ostatni rzut do tyłu. Już zbiegają z pagórka !!
Przed siebie, tylko szybko !
Biegnę. Co jakiś czas wpadam w ścianę krzaków, po czym lecę dalej.
- Tam jest !! - Głosy za mną są coraz głośniejsze...
Biegnę na oślep, robię kilka zakrętów i...... ślepa uliczka. Jak wtedy, kiedy nas ostatnio zaatakowali....
Nagle głosy ucichły zupełnie. Też jestem cicho. Nie mogę przemówić ani słowa - przerażenie jest zbyt ogromne. Słyszę tylko przyspieszone bicie mojego serca. Cała drżę. Niech ten koszmar się już skończy !
Nagle jakaś ręka wyłania się z krzaków za moimi plecami i chwyta mnie za ramię, wciągając w krzaki. Chciałabym krzyknąć, ale druga ręka zakrywa mi usta.
-Ciii ! Zaraz tu przyjdą, a ty chyba chcesz jeszcze żyć... - szepcze ktoś i na chwilę odkrywa mi usta. Poznaję ten głos. To Max. Co on tu robi ?
- Ale ja ....
- Ciii ! - szepcze znowu i ZNOWU zakrywa mi usta.
Widzę ich. Modlę się w myślach, żeby nas nie znaleźli . Proszę ! Proszę ! Proszę !
- Nie ma jej tu. Uciekła - mówi jakiś mężczyzna, a raczej chłopak ( wygląda na max 18 lat )
- Jak to uciekła ?!?!?! - wścieka się ten pierwszy, który groził mi nożem. Po czym dodaje: - Jeszcze się spotkamy..... a Turner wkońcu zapłaci za swoje... - czyli wtedy się nie przesłyszałam. Kilka dni temu ten fagas wymówił nazwisko Davida, to nie zwidy ! Skąd on go zna ? David na pewno mi nie powie.... Muszę odkryć prawdę na własną rękę....
Odchodzą, a Max odsłania mi buzię. Wychodzimy z krzaków.
- Dziękuję, ale .... skąd ty się tu w ogóle wziąłeś ?!
- Przechodziłem, kiedy usłyszałem jakieś krzyki i potem ciebie turlającą się z pagórka i Rodge..... to znaczy tych gangsterów, którzy cię gonili. Nie mogłem cię przecież zostawić w takiej sytuacji.
- No tak.... co mówiłeś wcześniej?  Coś o jakimś Rodgerze ? Czy jakoś tak. Znasz tych ludzi?
- A nie.... pomyliło mi się. Nie nie, oczywiście, że ich nie znam ! Takich pełno jest w Londynie, powinnaś to wiedzieć.
- Pewnie masz rację.  - Stoimy w ciszy, a ja próbuję sobie poukładać dzisiejsze wrażenia w głowie. Niestety - nadal mętlik.
- Mogę cię odprowadzić do domu ?
- Nie wiesz gdzie mieszkam. Chyba, że zapamiętałeś drogę po jednym razie? - żartuję.
- Pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina. - mówi i uśmiecha się wymownie, a jego oczy błyszczą. Czuję, że muszę odwrócić wzrok, bo jego spojrzenie mnie peszy: tak jakby rozbierał mnie wzrokiem. Kristen - opanuj się kobieto ! Przecież nic się nie dzieje !
- No dobra. - mówię i pozwalam się odprowadzić.
Podczas drogi gadamy o imprezie, którą robi Max.
- Ale jak to jutro? Miało być za tydzień.
- Ale będzie jutro. Za tydzień starzy wracają, bo chcą być w domu na święta, więc muszę zrobić wcześniej, a nie ma co odwlekać, więc impreza będzie jutro.... Przyjdziesz, prawda?
- No nie wiem czy David.....
- No weź !
- Dobra. - dodaję po chwili. To chyba nie ma róźnicy czy jutro, czy za tydzień.
Dochodzimy do kamienicy.
- No to.... cześć i jeszcze raz dziękuję.
- Trzymaj się, kolorowych snów. - mówi i odchodzi, a ja mam wrażenie, że powiedział jeszcze "księżniczko", ale może to tylko moja wyobraźnia.

Mary już śpi (tym razem chyba bez Billy'ego).
Zostaję sama w ciemnym pokoju. Rzucam się na łóźko powalona nadmiarem emocji dzisiejszego dnia. Skąd oni znają Davida? Dlaczego Max pojawił się w sumie znikąd? Nie widziałam go wcześniej w parku.... i średnio wierzę w jego historię..... Dlaczego Steven zachowywał się dzisiaj dziwnie? Miałam wrażenie, że o czymś wie, ale nie wie, jak mi to powiedzieć..... i David. Szkoła karate ? To nie w jego stylu. Znowu nie będę spała. Za dużo pytań, zbyt wiele wątpliwości....

*******************************************************************************************************

"Potrafią nas skłonić, byśmy widzieli to, co chcą, i wierzyli w to, co chcą."

wchodźcie, jak chcecie :
*fbl 
*ask

~!!!~LIEBER AWARD~!!!~

Ogromnie dziękuję Karolci z we-gotta-vibe-you-cant-define i nobodywillloveulikeido za nominację do Lieber Award. Jeszcze jestem lekko w "szoku", no ale .
W każdym razie mam odpowiedzieć na 11 pytań i wybrać 11 osób do nominacji .
+ Nie można nominować bloga, który już Cię nominował.

1.Co skłoniło Cię do pisania opowiadania?
Chciałam stworzyć coś własnego; historię i bohaterów wymyślonych tylko i wyłącznie przeze mnie. Chciałam stworzyć własny świat, w którym (mam nadzieję) przekazuję nieco prawdy o brutalnym życiu i różnych sytuacjach w życiu nastolatków, choć czasami ponosi mnie fantazja, ale przecież o to też chodzi. Zaczęłam pisać i po prostu mnie to wciągnęło. Chciałam coraz więcej i więcej, aż wkońcu mam 18 rozdział, który uważam za dopiero początek. Tak że - pisanie wciąga. Na razie zajmuję się jedną historią, którą chcę się zająć do końca i mam nadzieję, że mi się uda. Wiem, trochę się rozpisałam. Tak dużo piszę jak i mówię, haha. Po prostu nie umiem mówić/pisać zwięźle i nigdy się tego nie nauczę.

2.Co robisz w wolnym czasie ?
Hmmm, to zależy. Teraz jestem np. chora i lubię sobie poczytać książkę lub pisać nowy rozdział na blogspocie. Bardzo polecam : Libba Bray - "Mroczny Sekret", "Zbuntowane Anioły" i "Studnię Wieczności", którą niedawno skończyłam. Zaczęłam też czytać "Scarlett" Barbary Baraldi i wciągnęła mnie strasznie (jestem poza połową i gdy wyłączę komputer z pewnością będę ją czytać dalej) .
A gdy jestem zdrowa lubię spotykać się z przyjaciółmi gdzieś na mieście, chodzić tam, gdzie nas nogi poniosą, a nie , że musimy iść tu , czy tu. Fajnie jest tak spontanicznie spędzać czas, ale nie zawsze. Kiedy jestem sama, lubię posłuchać (moim zdaniem) dobrej muzyki, np. SOAD i na kilka chwil się kompletnie wyłączyć.

3.Co najbardziej w sobie lubisz?
Najbardziej lubię to, że mam poczucie humoru. Wiem, że to brzmi jakbym się przechwalała, ale tak nie jest.xd Potrafię rozładować napięcie (oczywiście nie zawsze, ale czasami) , przez żarty mogę poprawić komuś humor, sama przy okazji też się rozluźniam; więc pamiętajcie : ŚMIECH TO ZDROWIE !!! I życzę Wam , żebyście śmiali się jak najczęściej.


4.Ulubiona piosenka?
Kocham wszystkie piosenki System Of A Down . Ostatnio jakoś najbardziej "Spiders" .Polecam.
Bardzo lubię też kilka piosenek Shinedown i Billy'ego Talent'a .

5.Co denerwuje Cię najbardziej?
-fałsz ludzi wokół mnie
- pustość dzisiejszych nastolatków
-to, że ludzie oceniają innych na podstawie wyglądu itp. zupełnie ich nie znając
-brak szacunku do drugiego człowieka
-szpanowanie na palenie fajek i picia alkoholu przez smarkaczy, bo teraz to jest niedozwolone, a jak skończą 18 lat to już nie będzie żaden szpan i wtedy dadzą sobie spokój lub złapią się za narkotyki, żeby dalej szpanować, choć niektórzy już w wieku 13, 15 lat zaczynają...
- materializm - najważniejsze to mieć fajne, markowe ciuchy , iPhona, czy tableta - reszta świata się nie liczy
- kozactwo
- nieszczerość
i tak można wymieniać w nieskończoność.

6.Czego nie lubisz w swoim charakterze?
- braku pewności siebie w niektórych sytuacjach
- braku asertywności , ale już nad tym pracuję xd

7.Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Nie.

8.Fajki dla szpanu. Co sądzisz?
W pytaniu nr 5 napisałam, ale powtórzę.
TO JEST ŻAŁOSNE - CZYSTA GŁUPOTA LUDZKA I PRAGNIENIE POPULARNOŚCI.
AMEN.

9. Masz jakąś rzecz, która przynosci Ci szczęście?
Nie wierzę w talizmany. Sami pracujemy na swoje szczęście.

10.Czym według Ciebie jest szczęscie?
Szczęście to taki moment w życiu, kiedy wydaje się nam, że mamy już wszystko i może być tylko lepiej.

11.Ulubiona książka?
Jest kilka:
- Libba Bray : "Mroczny Sekret","Zbuntowane Anioły" i "Studnia Wieczności", którą niedawno skończyłam
- Barbara Baraldi: "Scarlett" - aktualnie czytam, ale już jest ulubiona xd
Polecam.

Ososby nominowane przeze mnie do LIEBER AWARD  :
And I promise you, I will always believe
I'll take you to another world
Life is just a dreams
Don't wanna be without you
I want feel you love
Stop the tape and rewind
Dreaming about UK
Run For Your Life
if we could only turn back time
Ocal mnie od zapomnienia
Forever Young
brawo dla Was : )


* Tu pytania ode mnie dla nominowanych (na które musicie odpowiedzieć i potem sami wybieracie nominowane przez siebie osoby do Lieber Award i piszecie własne 11 pytań : )  ):
1.Dlaczego piszesz opowiadanie?
2.Co Ci daje pisanie?
3.Wierzysz w istnienie Boga? Jeśli tak/nie - dlaczego?
4.Wg Ciebie, jaką osobą jesteś?
5.Ulubiony rodzaj muzyki i ulubiona piosenka.
6.Sądzisz, że można kochać tylko jedną osobę przez całe życie?
7.Jesteś raczej osobą modną, czy nowe trendy są Ci raczej obojętne?
8.Wierzysz w cuda?
9.Co sądzisz o zawieraniu znajomości przez internet?
10.Spełniłeś/aś kiedyś jakieś swoje marzenie?
11.Czym dla Ciebie jest szczęście?

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 18

Budzę się rano pod ciepłym w czerwoną kratkę, ale pierwsze co widzę to ON. David. Podpiera się na lewej ręce i patrzy na mnie.
- David? Dobrze się czujesz? - pytam lekko zdziwiona jego zachowaniem.
- Jak najbardziej.
- To... czemu się mi tak przyglądasz? - lekko parsknęłam śmiechem, mówiąc to.
- Jest wiele powodów...
- Aha ? - przetarłam oczy, żeby się upewnić, czy czasem nie śpię. Jednak nie.
- A więc po pierwsze : bo jesteś piękna , po drugie : bo cię kocham i po trzecie: bo słodko wyglądasz jak śpisz. - czuję, że robię się czerwona, David to zauważa, ale tylko się uśmiecha. Robią mu się wtedy takie maluteńkie dołeczki w policzkach, które po prostu KOCHAM . Bez zastanowienie przykładam dłonie po obu stronach jego twarzy, robiąc mu "puci puci" i uśmiechając się od ucha do ucha. Mina Davida wtedy - bezcenne. Nie spodziewał się biedaczek i tylko patrzy na mnie jak na lekko opętaną ? Haha. Często tak mam - robię coś, co nagle sobie wymyślę, nikomu nie tłumacząc dlaczego.
- Jakiś ty kochany ! - mówię  ze  sztuczną słodyczą , dalej robiąc "puci puci" . W tym momencie David strzelił facepalm i zaczął się śmiać.
- Jednak za dużo wczoraj wypiłaś. - przyznaje wkońcu
- JA ?! A kto przepraszam bardzo TO WSZYSTKO wymyślił ?
- No ja..
- No właśnie.
- Ale m.in. za to mnie kochasz.
- No właśnie.
- No właśnie. - David patrzy na mnie wyczekująco.
- No kochany jesteś no ! Nic na to nie poradzę ! - śmieję się - Chodź tu.
- Nie. To ty chodź tu. - mówi, więc przybliżam się na drugą część kanapy i siadam mu na kolanach. David przytula mnie mocno i całuje w policzek. Trwamy tak jakiś czas.
- Ej...
- Hm ?
- Czyli ty całą noc byłeś tu ze mną ? - pytam.
- Tak. - mówi, a ja jeszcze bardziej się uśmiecham. - A co ?
- Nic. To takie słodkie. *puci puci*
- Coś czuję, że policzki mi odpadną no ale trudno. - mówi David nieco zmienionym głosem, gdyż "lekko" wygięłam mu twarz. Kiedy przestaję, patrzy się na mnie zaciekle i już wiem co to znaczy. Prubuję szybko wstać, ale trzyma mnie mocno.
- Haha, nie uciekniesz kochana !
- Puść mnie ! Ahahahahhahahahahhaha ! - ŁAS KO TKI !
- To za moje "puci puci" !!
- Błagam DOOOŚĆ ! Ahahahahahahha - śmieję się do łez. - Jeśli mnie nie puścisz, to kto zrobi śniadanie ?
- Hmmm.... - na chwile przestaje mnie łaskotać. - Masz rację. W takim razie zrób śniadanie, a potem dokończę cię łaskotać, jeśli jeszcze raz zrobisz mi "puci puci" ,dobrze?
- Hahaha, dobrze dobrze. - Idę do kuchni. Wyciągnęłam już chleb, masło i jakąś szynkę. Robię kanapki. Odwracam się do tyłu i nie dostrzegam Davida.
- Buuu ! - David "wyłania się" zza zasłony i staje tuż za mną, obejmując mnie od tyłu. - Tęskniłaś? - całuje mnie w kark, co wywołuje łaskotki.
- Widziałam cię aż sekundę temu. Eii ! Łaskoczesz mnie.
- O to chodzi.
- Ale nie dam rady tam robić kanapek.
- To ja zrobię . - jego szczerość wypowiedzi jest rozbrajająca. - A ty poczytaj sobie gazetę. Sprzed kilku dni, ale jest.
Biorę do jednej ręki kubek z kawą, a do drugiej pismo.

"Kilka dni temu nieopodal parku znaleziono ciało 25 letniego mężczyzny. Sprawca uderzył ofiarę w tył głowy z dużą siłą. Bob L. zmarł na skutek krwotoku wewnętrznego wywołanego rozległym pęknięciem czaszki. pozostawiony bez pomocy zmarł."

Upuszczam kubek na ziemię. Tłucze się z ogromnym hałasem, a ja nieruchomieję.
- Co się stało ? Kristen ? Halooo ! - David lekko mną potrząsa . Odzyskuję świadomość.
- Czytaj. - mówię i podaję mu gazetę.
- Morderstwo kryminalisty. Kilka dni temu nieopodal.... Zaraz. Niee.
- Tak. To ON . Jeden z tych, którzy nas zaatakowali, pamiętasz?
- Londyn to nie wieś, może chodzić o kogokolwiek.
- Ale poniżej jest zdjęcie. Byliśmy tam wtedy ! Ale złożyłam już zeznania.
- Co ?
- Byłam na policji i opowiedziałam jak było i że musiałam się bronić.
- Po co to zrobiłaś ?
- Jak to po co ? Żeby nie mieć problemów.
- Teraz to dopiero będziesz miała problemy . Z psami - wypluwa to słowo - się nie zadziera.
Jestem nieco zbita z tropu. Skąd u Davida taka nienawiść do policji? Przecież już nie ma tzw. " konfliktu z prawem " , skończyły się ustawki,  złe (lekko mówiąc) towarzystwo, zakłady itp. David widzi moje zmieszanie i po chwili dodaje:
- Przepraszam. Niepowinienem tak.. - nie patrzy mi w oczy... coś jest nie tak. - Ale nie ważne. Pogadamy o tym później, bo się spóźnimy. - na pewno dokończymy tą rozmowę, nie odpuszczę.
- Spóźnimy? Na co ?
- Dziś jest 19-sty. - O BOŻE !!!! KOMPLETNIE ZAPOMNIAŁAM !!! Dzisiaj jest 19-sty - ROZPRAWA . Rozprawa mojego ojca. W jednym momencie wspomnienia wracają. Mrugam oczami, żeby powstrzymać łzy. Biorę głębszy wdech . Pamiętasz co obiecywałaś? Wytrwasz ! Ok. Opanowałam się.
- Tak..... - mamroczę i zjadam jedną kanapkę. David też. - Pójdę się ubrać.
- Ok.
Energicznie wbiegam do pokoju i ubieram się. Teraz łazienka. Oczy. Usta. Błyszczyk. Gdzie jest błyszczyk ?! A mam. Ok. Strasznie się denerwuję. Czuję, że zaraz zemdleję. Słabo mi. Zlatuję szybko na dół. David stoi przy drzwiach.
- Poczekasz tu na mnie? - pytam.
- Nie.
- Jak to nie ?
- Idę z tobą. - nie powiedział nic więcej, a ja po raz kolejny poczułam, że jeszcze mam jakąś bliską osobę na tym okrutnym świecie.

**********************************************************************************************************************

"Musisz być szalona, jeśli sądzisz, że pozwolę ci iść beze mnie." ~ Kartik

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 17

- To co robimy? - pyta David.
- Nie wiem, ale jestem straaasznie głodna.
- Czekaj, zaraz coś przyniosę. - Mówi David i wychodzi z pokoju, a ja rozsiadam się na łóżku i oglądam pokój. Już raz tu byłam, ale teraz mogę się wszystkiemu lepiej przyjrzeć. Patrzę na zdjęcia koszykarzy. Są tu chyba wszyscy : Joe Alexander, Tony Allen, Tom Chambers, Sam Cassell, Dany Ainge  i inni. Patrzę dalej. Chcę go TU znaleźć, nooo. Gdzie on jest ? O ! Mam ! Kevin Garnett - mój ulubiony koszykarz znajduje się dokładnie na samym środku wśród wszystkich zdjęć. Przypadek ?

HAU HAU ! HAU !

Do pokoju wpada "mały" piesek.
- Macho ! Chodź do mnie  ! - Macho wskakuje na łóżko i podchodzi do mnie, nosem podnosząc moją dłoń, żebym go pogłaskała.  - Ale wyrosłeś ! Haha ! - głaszczę Macho po głowie, po czym pies kładzie się na plecach, więc drapię go po brzuchu. Chyba to lubi.
- Machooo ! - David woła psa. - A tu jesteś ! - mówi, wchodząc do pokoju. - Jeszcze nie zalizał cię na śmierć ? - pyta mnie, śmiejąc się.
- ledwo się trzymam, ale przeżyłam, haha.
- Przyniosłem ci kanapki. - mówi i siada obok mnie na łóżku, kładąc talerz z kanapkami obok.
- Mmmm...  dzięki. - całuję Davida w policzek.
- Spoko. Tylko uwarzaj, bo zaraz te kanapki mogą zniknąć.
- Yyyy... co ?
- Macho lubi jeść.
Popatrzyłam na psa. Jego ogromne śłepia wgapione były w moją małą kanapkę. Macho wywiera na mnie presję. Jest taki słoodki.
- Masz tu. - mówię i daję psu kawałek szynki. David patrzy na mnie z politowaniem. - No co ?
- Ale się dałąś wyrolować, haha . Jadł już dzisiaj z 5 razy jak nie więcej.
- Wiem... ale tak się patrzył na tą kanapkę !
- Hahaha, z pewnością, to jego ulubiona szynka . - śmiejemy się oboje. - Kristen . Moja mama została po godzinach, Samanta jest u koleżanki.... - o Boże... CO ON CHCE POWIEDZIEĆ ?! - więc pomyślałem...... - Nie ! Nie ! Nie ! - że moglibyśmy..... - Niech on TEGO nie powie ! Błagam ! To jeszcze przecież za wcześnie, ja nie mogę.. -  zrobić taki mały "melanż". - odetchnęłam z ulgą. - No chyba że nie chcesz...
- Nie ! Jestem za.  Zróbmy imprezę ! - uśmiecham się szeroko. Jest już trochę za późno na "melanż", ale może być fajnie.
-To poczekaj tutaj, ja lecę kupić jakieś picie do sklepu i zaraz wrócę !
- Ok.
David wybiegł trochę jak oparzony.
Rozłożyłam się na łóżku i patrzyłam na sufit, bawiąc się włosami.
David ciągle nie wraca.... wydaje mi się, że czekam wieczność.
SMS.

Od David:
Będę za 20 minut.

No jaaa ! Czemu ja mam tyle czekać !?!? Ughh...
- No widzisz Macho, tak to właśnie jest z facetami. Nigdy ich nie ma, kiedy są potrzebni. - pies patrzy na mnie ze zdziwieniem. - oczywiście wszyscy oprócz ciebie. - śmieję się, a pies macha ogonem.
Czuję, że muszę iść do łazienki za potrzebą.
Wychodzę z pokoju na korytarz. Już miałam otworzyć drzwi do łazienki, kiedy usłyszałam trzask. Znieruchomiałam i nasłuchiwałam . Teraz zaczęła grać muzyka. O co chodzi ? Muzyka dobiega z dołu . Tam było ciemno. Wzięłam miotłę, która leżała przy ścianie. W razie czego muszę się przecież czymś bronić, nie ?

Dobra. Schodzę na dół.

Opieram się plecami o ścianę, za którą słychać muzykę. Ściskam miotłę z całych sił w rękach.
Boże, odwagi !
Głęboki wdech..... i.... ok.
Wyskakuję zza rogu .

Wow.  Wypuszczam miotłę z rąk. W salonie palą się świeczki. Wszędzie.
Byłam w szoku.

- Podoba ci się ? - David wychodzi zza kanapy.
- To jest..... piękne, ale... z jakiej to okazji?
- Nie pamiętasz? Chociaż ostatnio tyle się działo...  Dzisiaj obchodzimy naszą miesięcznicę ! - Miesięcznicę? ... A tak ! Dziś jest 18.10 ! JAKIM CUDEM MOGŁAM ZAPOMNIEĆ ?!
Uśmiecham się do Davida, a on podchodzi do mnie i zaczynamy tańczyć. Generalnie nie lubię wolnych tańców, ale dla niego zrobiłabym wszystko... no prawie wszystko.
Właśnie nadepnęłam mu na palec.
- Przepraszam !
- Przyzwyczaiłem się .
 - Ej ! - mówię i dźgam Davida w bok, gdyż do brzucha nie mogę się dostać, bo między nami nie ma żadnej odległości.
Ciągle patrzę pod nogi, żeby go znowu nie podeptać.
- Ej ej ej ! Moje oczy są wyżej. - szepcze, a ja podnoszę wzrok.
- Jakie ty masz piękne oczy.. - ups. Czy ja powiedziałam to na głos ? !
- Po mamie. - cicho się śmieję. - Ogólnie mam bardzo ładnych rodziców, dlatego tak bosko wyglądam.
- Hahaha, może coś w tym jest. - śmiejemy się oboje. Kocham to jego poczucie humoru, choć czasami uktywnia się w niewłaściwych momentach.
Opieram głowę na jego ramieniu i zamykam oczy. Słyszę przyspieszone bicie mojego serca. Oby David tego niezauważył...
- Spokojnie.. - mówi. - Patrz. - I na chwilę przestaliśmy tańczyć, a David wziął moją dłoń i przyłożył do swojego serca.
- Strasznie szybko bije...
- Tak jak twoje. A wiesz czemu ?
- Czemu?
- Bo bardzo cię kocham. - Patrzymy sobie w oczy, nic więcej nie mówiąc. Nie trzeba nic więcej . Trzy słowa wystarczyły zupełnie.. mi na pewno....
Po chwili wracamy do tańca. Teraz idzie mi o niebo lepiej.
- Możesz zostać nauczycielem.
- Taa.. Módl się żeby nie ! Szkoła to wystarczająca męka.
- Ale nie mówmy teraz o  tym. - piosenka się kończy.
- Dziękuję madam . - David kłania się śmiesznie.
- Jeśli jeszcze kiedyś zechce pan być przeze mnie podeptany, służę . - odpowiadam "gustownie".
David odchodzi do stolika i wraca z dwoma kieliszkami i butelką czerwonego wina.
- Mark West, twoje ulubione.  - niby to tylko detale : jakie lubię wino, ulubiony kolor, ulubiona potrawa; ale to bardzo miłe, kiedy ktoś o tym pamięta.
- Ciągle mnie zaskakujesz.
- I za to mnie kochasz. - David nalewa do kieliszków wino i podaje mi jeden.
- Dziękuję.
- Wznieśmy toast.
- No dobrze.
- Za miesięcznicę. Za wszystkie wspólnie spędzone chwile. Za przeszłość i przyszłość, której jeszcze nie znamy.
- I za Macho ! - dodaję , śmiejąc się.
- I za Macho ! Haha. - stukamy się kieliszkami i wypijamy alkohol.
- I co teraz ? - pytam.
- Może jakiś film pod ciepłym kocem ze mną obok i winem ? Wiem wiem, bardzo kuszące. - David się śmieje.
- Hmm... całkiem fajny pomysł.  Co będziemy oglądać?
- Zobaczysz.
- Dobra, zdaję się na ciebie. Oby to było coś naprawdę fajnego.
- Musi być , wkońcu ja wybierałem !
- Haha, no to ok.
Siadam na kanapie, a obok mnie David. Wino leży przed nami na stole. Biorę koc.
- Daj mi trochę ! - "krzyczy" David.
- Nie !
- No żal.
- Hahaha. No masz trochę. - śmieję się i daję mu połowę.
Siedzimy pod kocem, oglądając (jak się okazało) horror. Jest na prawdę świetnie. Najlepszy dzień mojego życia. Rozmawiamy, śmiejemy się, pijemy Mark West'a . Pięknie. Po prostu pięknie. Jestem trochę senna.. Przytulam się do Davida i powoli zasypiam.
- Dobranoc skarbie .- mówi.
- Dobranoc. - mówię i zasypiam.

**************************************************************************************************************

"Nieszczęście człowieka wynika z tego, że nie potrafi zaakceptować swojej kasty, swojego losu."



środa, 31 października 2012

Rozdział 16

- Gdzieś ty się szlajała ?! Wiesz jak się o ciebie martwiłam ?!
- Jezu, byłam się przejść, wielkie mi co. - nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- Mogłaś chociaż zadzwonić, że będziesz później.
- O K A Y . S P O K O J N I E ! Żyję, tak ? No. Więc się USPOKÓJ.
- Nie mów do mnie w taki sposób.
- mam 17 lat , mogę mówić jak chcę.
- masz 17, a zachowujesz się jak na 5.
- Dobra, weź skończ. - mówię i wchodzę do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Siedzę jakieś 20 minut, gapiąc się w jakże intrygującą ścianę, wyzbytą od jakichkolwiek obrazków.
Uspokoiłam się już trochę. Teraz sumienie zaczyna się odzywać - muszę przeprosić Mary.
Wychodzę z pokoju. Mary siedzi przy stole zakrywając twarz w dłoniach. Chyba płacze.
- Mary ? - zaczynam, siadając naprzeciwko. Mary odkrywa twarz. Nie płakała, ale niewiele brakuje...
- Tak ?
- Ja.. przepraszam. Nie chciałam tak powiedzieć. Nie chcę się z tobą kłócić. Przepraszam.
- Ja też przepraszam..
- Nie masz za co przecież. To jak... zgoda?
- Dobrze. - Mary lekko się uśmiecha, odwzajemniam to.
Atmosfera trochę się rozluźnia. Popołudnie przebiega bez większych problemów. Dzisiaj ja robię obiad.
Zdaję sobie sprawę, że gotowanie nie jest takie złe. Dawniej gotowała mama....
Ręce zaczynają mi drżeć, a ja muszę powstrzymywać łzy.
- Wszystko ok? - Mary to zauważa..
- T-tak..
KONIEC KRISTEN, KONIEC ! Uśmiech, Kris, uśmiech ! Miałaś się cieszyć ! C I E S Z Y Ć .
Ok. Opanowałam się.
- Dziś będzie kurczak. - Dodaję, śmiejąc się ( moim zdaniem sztucznie )
- Mmmm.... pośpiesz się ! Aha i mam do ciebie pytanie..
- Tak ?
- Nie przeszkadzałoby ci, gdyby przyszedł do mnie dzisiaj kolega?
- Kolega? - mówię, uśmiechając się wymownie.
- Tak, kolega.
- Haha, jaasne.
- No tak ! Weź przestań . Billy pracuje dziś na 1 zmianę i ma wolny wieczór.
- Billy? To ten doktor, u którego byliśmy kiedyś z Davidem ?
- Tak.
- To w takim razie nie będę wam przeszkadzać. Pójdę sobie do kina czy coś. - Trochę ściemniam, ale okoliczności sprzyjają, żebym mogła wkońcu swobodnie wyjść, więc korzystam.
- Nie musisz, ale jakbyś chciała to ...
- Haha, daj spokój. Wiem, że chcecie być sami, nie musisz mi się tłumaczyć. - Puszczam Mary oczko, i nie przestaję się uśmiechać. po moich słowach Mary robi się czerwona. - Oficjalnie nie jesteście razem?
- KRISTEN ! - Krzyczy Mary i rzuca we mnie ścierką, śmiejąc się.
- Hahaha, już idę, BAWCIE SIĘ DOBRZE GOŁĄBECZKI ! Cześć ! - Śmieję się i wychodzę, zostawiając Mary w (mam nadzieję) dobrych rękach.


- Hej skarbie - David siedzi na murze przy wejściu do parku.
- Zejdziesz z tamtąd, czy mam ci pomóc ? - Śmieję się.
- Jeśli byłabyś tak miła, to poproszę. - Niezdarnie wdrapuję się na murek, z czego David się śmieje. Czuję, że zaraz się przewrócę i łapię szybko za rękę Davida. Nie pomogło i oboje spadamy do tyłu na stertę liści.
- Auuua ! - krzyczy David, po czym zaczyna się śmiać.
- Mówiłam, że ci pomogę . - Wystawiam mu język.
- Tak? Dobrze. To teraz ja pomogę tobie wstać ! - Mówi i uśmiecha się złośliwie.
- Niee ! - Krzyczę przez śmiech i zaczynam "uciekać" . David mnie goni. Nie mogę już, nogi mnie cholernie bolą. Zwalniam trochę. Chciałam zakręcić obok drzewa, ale David złapał mnie za rękę, przez co się wywaliłam.
- Auaa ! - Krzyczę, a David kończy się ze śmiechu. - Ale jesteś !
- No co ? Nie podobało ci się ? To możemy biec jeszcze raz ! - Patrzę się na niego "poważnym" wzrokiem, a on siada koło mnie. Udaję obrażoną i odwracam się do niego plecami.  - No ej ! Nie obrażaj się !
- Pff !
- Tak ? Ok. Zaraz pogadamy inaczej. - mówi David i zaczyna mnie łaskotać, że śmieję się aż do łez.
- P-p-p-przestań ! Hahahahaha, błagam ! Hahahaha.
- Już się nie gniewasz ?
- N-niee ! Hahahaha, proszę, hahaha. - nie wytrzymam tego, haha.
- No nie wiem nie wiem..
- N-na p-prawdę ! Hahaha.
- A co dostanę w zamian ? - David uśmiecha się.
- To . - mówię i całuję go w czoło.
- Co to było ?
- No to. Haha - śmieję się, bo wiem, że myślał, że go pocałuję w usta. Teraz to on siedzi "obrażony" - No ej ! - mówię i przytulam go.
- Nie masz nawet siły, żeby mnie dobrze przytulić.
- Teraz lepiej? - pytam i przytulam go mocniej.
- Nie. Pokażę ci , jak się przytula. - i przytulił mnie jeszcze mocniej, przy okazji mógł mnie pocałować . - No. I teraz możemy rozmawiać. - śmiejemy się oboje. - Jak ci minął dzień ?
- Fajnie. Byłam z chłopakami w kinie i...
- Z chłopakami ?
- No z Joshem i Maxem. - David pochmurnieje. - Coś nie tak?
- Nie ufam im.
- Ostatnio nikomu nie ufasz.
- Po prostu się o ciebie troszczę.
- Wiem. Ale na prawdę oni są w porządku !
- Ta....
- Przestań. Nie chcę się z tobą kłócić. - całuję Davida.
- No ok.
- Mam do ciebie pytanie.
- Tak ?
- Chcesz iść ze mną na imprezę do Maxa ?
- Do Maxa ?
- Tak.
- No nie wiem...
- No weź... Polubisz go i przy okazji możemy spędzić razem fajnie czas. No proszę , nooo.
- Bardzo prosisz?
- Tak.
- Przytul mnie jeszcze raz i może się zastanowię. - mówi David, uśmiechając się, a ja go przytulam najlepiej, jak potrafię.
- I jak?
- Idziemy.
- Dziękuję ! Zobaczysz, będzie świetnie !
Jest pełnia. Siedzimy na trawie, wtuleni w siebie. David daje mi swoją bluze, bo widzi, że jest mi zimno.
- Dziękuję, jesteś kochany.
- Wiem. - David uśmiecha się , przytulając mnie znowu.
Oglądamy gwiazdy. Są takie piękne. Nagle widzę spadającą gwiazdę.
- Patrz ! Widziałeś ?!
- Tak. Pomyśl teraz życzenie kochanie.
Zamykam oczy. Wiem, że to wszystko jedna wielka ściema, ale za wszelką cenę chcę wierzyć w moc spadającej gwiazdy. Otwieram oczy.
- I jak ? - pyta David.
- Spełniło się.
- Tak szybko ?
- Tak.
- Co sobie zażyczyłaś ?
- Żeby nasza miłość trwała wiecznie.
- Głuptasie, do tego nie potrzeba spadającej gwiazdy. - David całuje mnie w policzek, uśmiechając się.
Odwzajemniam to również uśmiechem. Siedzimy jeszcze jakiś czas. Jest idealnie. Dawno nie było tak dobrze...
Nagle dostaję smsa. Mary
Od Mary :
Mogłabyś wrócić jutro?  Dzwoniłam do mamy Davida i zgodziła się, żebyś u nich przenocowała. To wyjątkowa sytuacja. Przepraszam cię i proszę nie gniewaj się na mnie. Całuję, Mary xoxo

Uśmiecham się pod nosem. Wiem już że dr. Duncan nie będzie już tylko "kolegą" . Ale to dobrze. Mary jest dobrą kobietą. Nie wiem czemu wcześniej z nikim się  nie związała. Ważne, że teraz ma zajęcie, a ja więcej swobody.

- haha... - śmieję się cicho.
- Co ? - pyta David
- Nie wiem czy wiesz, ale dziś u ciebie nocuję.
- Tak?
- Mary odwiedził "kolega" i zostaje do jutra. Dzwoniła już do twojej mamy i mogę u ciebie spać.
- Nic nie wiedziałem.
- Też się trochę zdziwiłam, haha.
- Ale to bardzo miła niespodzianka, nie sądzisz?
- Haha, może.. - Uśmiecham się . - Może już pójdziemy ? Robi się strasznie zimno ...
- Dobrze , chodźmy.
Wstajemy i zaczynamy powoli iść , rozkoszując się pięknem nocnego Londynu. Może być tylko lepiej.

*****************************************************************************************************************

"Na tych, którzy chcą widzieć, czeka świat. Wydaje mi się, że to o wiele więcej niż porzekadło. I może mam rację. Może to nadzieja."

Z racji tego, że jestem chora powstał ten oto rozdział xd Dzięki , że znajdują się takie osoby, które TO czytają ; ) . 


+ polecam blogspota koleżanki KLIK

piątek, 26 października 2012

Rozdział 15

Mieszkanie Mary jest przepiękne. Świetnie je urządziła, ma do tego talent, to pewne. Jest dość przestronne i sama nie wiem, gdzie mam odłożyć moje rzeczy.
- Chodź do salonu. Zabiorę twoje rzeczy do sypialni, dobrze ?
- Tak. Dziękuję ci. - Mary znika za ścianą i po chwili wraca do salonu, siadając na przeciwległej kanapie.
- Ah , zapomniałam ! Chcesz się może czegoś napić ? - Mary odruchowo wstaje i zaczyna iść w stronę kuchni.
- Nie .. Nie trzeba.
- A może jednak....
- Nie. - Ucięłam. Mary poddaje się i wraca na swoje miejsce. - Nie wiesz może co się teraz dzieje z moim ojcem ? - Zapytałam. Mimo, że nienawidzę go z całego serca, w końcu jest moim ojcem.... Mary przez chwilę milczy. - Mary ?
- Jest w areszcie. Za 2 dni będzie miał rozprawę w sądzie.. Dziś rano przyszło zawiadomienie, żebym wstawiła się w sądzie i.....
- I ?
- I ty też musisz tam być...
- Nie chce GO już nigdy widzieć na oczy ! W życiu tam nie pójdę ! Nie !
- Spokojnie , Kris. Nie będziesz musiała go bronić, czy coś, tylko opowiedzieć jak było. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale musisz się stawić.
- Ale...
- Musisz.
- Mary...
- Tak?
- Mogę się przejść ?
- Ok. Poczekaj tylko wezmę kurtkę.
- Sama. - To było trochę niemiłe z mojej strony, ale nie chcę teraz niczyjego towarzystwa. Może świeże powietrze rozjaśni mój umysł.
Wychodzę.

Ledwo wyszłam przed kamienicę, a zadzwonił telefon.
David.
- Halo, Kris ? Gdzie jesteś ? Wszystko ok ? Czemu nie wyszłaś i nie dałaś mi znać ?
- Spokojnie. To długa historia. Ale nie ważne, muszę ci o czymś powiedzieć...
- Nie strasz mnie ..
- To nic takiego... Będę teraz mieszkała u Mary.
- U Mary ? Dlaczego ?
- Tylko ona mi teraz pozostała.
- A ja?
- Ty też... Tylko mówię o mojej rodzinie. Chcę u niej zostać, i tak już nieźle ci namieszałam. W każdym razie dziękuję za pomoc, nigdy o tym nie zapomnę.
- Zawsze możesz wrócić.
- Wiem. Ale już zdecydowałam.
- Jak chcesz. Będę mógł cię chociaż odwiedzać ? Czy to jest "niedozwolone" ?
- Nie przesadzaj, Mary nie jest taka straszna.
- Ja tam nie wiem....
- Co masz na myśli ?
- Nie.. nic. Po prostu jej nie ufam...
- No wiesz co ?! Jak możesz ! Mary jest wspaniałym człowiekiem, nigdy nie odmówiła mi pomocy, pomogła przecież również tobie... Nie pamiętasz?
- ... Dobra Kris, muszę kończyć, trzymaj się, cześć.
O co mu chodziło ? Hm... Może jest przewrażliwiony.Tak, na pewno tak. Ja też jestem przewrażliwiona, jeszcze bardziej niż David, ale koniec z tym. Nie pozwolę, żeby strach mnie pokonał, niee.... Będę się cieszyła wszystkim co mam i czego nie mam, ale mogę mieć. Życie musi toczyć się dalej. Nie zatrzymam go, a wręcz przeciwnie - pomogę mu, by pędziło do przodu ..
Idę obok hali.... Powracają wspomnienia . David. Ustawki. Pieniądze. Strach.. Stoi tam jakaś grupka chłopaków. Nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Gapią się na mnie , uśmiechając się szyderczo.
- Ej Josh ! To jest ta twoja lalunia ? Haha - Krzyczy jakiś fagas. Jeden z zebranych ściąga kaptur. To Josh. Podchodzi do tego kolesia, który to powiedział, uderzając go z całej siły w twarz i powalając na ziemię.
- Jeszcze raz tak o niej powiesz a cie rodzona matka nie pozna ! .. - Warczy do niego.
- Pożałujesz tego jeszcze .. - mówi tamten, patrząc na Josha spode łba.
- Nie gniewaj się Kris - mówi Josh do mnie - on jest spity na amen, nie wie co mówi.
- Dobra, nic sie nie stało. - mówię bez przekonania.
- Słyszałem co się stało.... Przykro mi... Chciałbym...
- Nie gadajmy o tym. Radzę sobie świetnie. Wszystko jest świetnie - Mój wyćwiczony uśmiech widocznie robi wrażenie, bo nikt nie dostrzega mojego kłamstwa. - Ej, kiedy jest ta impreza u Maxa?
- Miało być za miesiąc, ale będzie za tydzień kochana - Max podchodzi do mnie, uśmiechając się tajemniczo. Wyciągam do niego rękę na przywitanie, jednak on jej nie przyjmuje i całuje mnie w policzek, obejmując mnie w pasie. Zaskoczyło mnie to, ale nie będę robiła scen o coś takiego. - Liczę na to, że jednak przyjdziesz. - Uśmiecha się .
- Pewnie ! Muszę tam być , haha ! -  Uśmiecham się . - A tak przy okazji, masz bardzo ładne perfumy, Max.
- Ty też.
- Ej gołąbeczki, koniec już tego słodzenia ! - Wtrąca się Josh, a ja czuję się lekko zażenowana. - Chodźmy lepiej gdzieś, bo robi się zimno..
- To może kino ? - Rzuca Max .
- Mi pasuje . - Odpowiadam.
- No to idziemy na komedię ! - Josh podejmuje za nas decyzję, jednak mi ona niezbyt odpowiada.
- Wolę horrory - odpowiadam, ale chyba nikt mnie nie usłyszał.

Idziemy.
- Masz, weź . - Mówi Max, podając mi swoją bluzę.
- Ale...
- Przecież widzę, że ci zimno. Po prostu weź.
- Dzięki.

Wchodzimy do kina.

- 3 bilety poproszę. - Josh stoi przy kasie z Maxem, a ja idę kupić popcorn.
- Kris ?! - Camila ! SPRZEDAJE POPCORN ?!
- Camila ?! Co ty tu robisz ? - Nie ukrywam szoku.
- Pracuję.
- Co ? Ale.. czemu nic nie mówiłaś ?
- Jestem tu tylko w weekendy . Dorabiam sobie, ale nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że mnie wyśmiejesz, czy coś.
- JA ?! No co ty ! Praca jak każda inna.
- To dobrze, że tak myślisz. Dam ci zniżkę na popcorn, haha ! - Camila śmieje się, po czym poważnieje. - Kris... Ja wiem  o wszystkim... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
- Nie gadajmy o tym, proszę...
- Ok... To chcesz ten popcorn czy nie ?
- Dawaj ! Haha - sytuacja opanowana. - Dzięki.
- Sama jesteś ?
- Nie. - Pokazuję wzrokiem na Josha i Maxa, na co Camila nieco się krzywi, nie wiem czemu. Nie mam czasu jednak by to z nią wyjaśnić, bo mnie wołają. - Muszę już iść, papa !
- Cześć....
Mamy 2 minuty do seansu. Wchodzimy do sali kinowej.

Mamy miejsca na samym tyle. Widzę stąd wszystkich.
- Jaki to właściwie film ? - pytam.
- Zobaczysz. - odpowiada Max, uśmiechając się łobuzersko.
Film się zaczyna.
Zaraz zaraz.
TO HORROR !
Uśmiecham się pod nosem, patrzę na Josha - wydaje się nieco zawiedziony; patrzę na Maxa - uśmiecha się z satysfakcją.
- To twoja sprawka ? - pytam Maxa uśmiechając się.
- Tak . Miałem nadzieję, że się ucieszysz. Niestety Josh strzelił focha, haha . - Zaczynamy się śmiać, a Josh udaje "obrażonego",  odwracając się do nas plecami .
Oglądamy film dalej. Nie wiem jaki ma tytuł, ale wydaje się straszniejszy niż te, które dotąd oglądałam...
- AAA ! - Krzyczę w pewnym na prawdę STRASZNYM momencie. Zakrywam twarz dłońmi.
- Ej, to tylko film - mówi Max, ale to nie pomaga. Nie odsłaniam twarzy. - Ej. - Max chwyta moje ręce i odciąga je od twarzy. Patrzy mi w oczy. - Spokojnie, to tylko film. Tylko film. - Biorę głęboki wdech . Jest troszkę lepiej. Dawno nie oglądałam horrorów, czasu nie było.
- Już jest ok, dzięki.
Dalsza część filmu była fajna; mniej straszna niż początek.
Wychodzimy z kina.
- Było spoko . - zaczynam.
- Oprócz twojego krzyku na samym począku filmu, haha - Max śmieje się, a ja go "biję"
- Ej ! No bo to przecież było straszne no ! - Sama zaczynam się śmiać.
- Słuchajcie, ja muszę spadać. Za 20 minut chłopaki grają mecz, siema. - Josh szybko idzie w kierunku metra. Zostajemy z Maxem sami.
- Gdzie mieszkasz ? - pyta Max.
- Na Baker Street, ale chwilowo mieszkam u kuzynki 2 przecznice wcześniej.
- A to w takim razie cię odprowadzę, ok ?
- Haha, no spoko .
Zaczynamy iść.

Pod kamienicą, gdzie mieszka Mary stoi David.
- Hej skarbie. - podchodzi do mnie i przytula mnie. Max stoi nieco zdziwiony.
- Yyy... to ty masz chłopaka ?
- Co cię to obchodzi ? - odburka David.
- Spokój szczylu .
- Spierdalaj.
- Masz jakiś problem ? - Rzuca Max i popycha Davida.
- No chyba ty . - David mu oddaje.
- Ej ej ! Uspokójcie się obaj ! - wchodzę między nich. - David to mój chłopak, Max. - po tych słowach na twarzy Davida widać satysfakcję. Stoi za mną i przytula do siebie, całując w policzek. Max wydaje się teraz trochę wzburzony. - Musimy już iść. - dodaję, bo ta cisza robi się nie do zniesienia.
- Właśnie, musimy. - powtarza David z wymownym uśmiechem.
- Do zobaczenia, Kris. - odpowiada Max, posyłając mi swój szelmowski uśmiech.
Odchodzi.
- Po co się tak zachowałeś ? - jestem zła na Davida.
- Należało mu się. A tak wgl kto to był ?
- Kolega Josha.
- Josha tak ? Nie powinnaś się z nimi zadawać. Są podejrzani.
- Nie mów mi, co mam robić.
- Dobra, nieważne. Idziemy na chwilę do mnie ?
- Muszę wrócić do Mary. Trochę mnie nie było, pewnie się martwi.
- A wieczór?
- Ok. Ale gdzie chcesz się spotkać ?
- W parku.
- Dobrze, to do zobaczenia. - Mówię i całuję Davida na pożegnanie.
Otwieram ciężkie drzwi starej kamienicy i wchodzę do środka. Troche bolą mnie nogi, ale wracam teraz z nowym postanowieniem, którego zamierzam się trzymać najdłużej jak to możliwe.

******************************************************************************************************************

"Nigdy nie zrozumiem twojej gotowości, żeby się położyć i umrzeć. Nie mam dla ciebie współczucia, skoro nawet nie chcesz spróbować o siebie walczyć."



niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14

Wstałam w południe. Cholernie boli mnie głowa. Przez resztę nocy nie mogłam spać..... Bałam się, że znowu mi się przyśni.... że przyjdzie po mnie.....
Poszłam do kuchni coś zjeść. David musiał iść do szkoły pisać jakiś test. Siadam na krześle i biorę do ręki dzisiejszą gazetę, popijając kawę co jakiś czas.

'TEMAT DNIA :
"MORDERSTWO KRYMINALISTY "
Kilka dni temu nieopodal parku znaleziono ciało 25 letniego mężczyzny. Sprawca uderzył ofiarę w tył głowy z dużą siłą.Bob L. zmarł na skutek krwotoku wewnętrznego wywołanego rozległym pęknięciem czaszki. Pozostawiony bez pomocy zmarł. Udało nam się ustalić, że uczestniczył on w tzw. ulicznych walkach. Policja do dziś nie znalazła sprawcy. Osoby posiadające jakiekolwiek informacje odnośnie sprawcy przestępstwa proszone są o złożenie zeznań na policji. '

- Boże...
To nie może być ten koleś który nas zaatakował, niee....
A jeśli ? ....
To ja go zabiłam......
Ja.......
Odkładam kawę. Jedynym sensownym wyjściem jest złożenie zeznać na policji. Ja się broniłam.... Nie chciałam go przecież zabić....
Dobra. Muszę to zrobić natychmiast. Szybko wpadam do pokoju i ubieram się. Teraz pędzę na komisariat.

Stoję przed budynkiem policji. Biorę głęboki wdech.
OK.
Wchodzę.

Po jakiejś godzinie puszczają mnie wolno. Wszystko wyjaśniłam. Będę musiała uczestniczyć w rozprawie, ale policjant mi uwierzył. Uwierzył, że nie zabiłam celowo. Chyba nawet nie wyglądam na seryjnego zabójcę.
Jest mi teraz lżej. Czuję, że dobrze zrobiłam.

Wracając do domu Davida, dzwoni do mnie Mary.
- Hej Kris, możemy pogadać ?
- Dobrze, słucham ..
- Ale nie przez telefon... Spotkajmy się teraz w parku, dobrze ?
- No... ok. Będę.
- To do zobaczenia za chwilę. Cześć.
Mary była bardzo poważna. Nie wiem, o co może jej chodzić. Coś się stało ? Ktoś znowu umarł ? Będę mieć jeszcze więcej zmartwień ? Obym się myliła.

Mary siedzi na ławce zaczytana w książce.
- Cześć, chciałaś pogadać. - zaczynam, siadając obok.
- Tak.... Posłuchaj.... - Mary odkłada książkę. Wydaje się być trochę zmieszana. Patrzy się gdzieś w dal. - Wpadłam na taki pomysł, żeby.... żebyś przez jakiś czas zamieszkała ze mną. Uważam, że jestem to winna tobie i Susan...... - Nie chcę rozmawiać o mamie..... To jeszcze za wcześnie.... Ale sama propozycja rozbudza gdzieś głęboko małą iskierkę nadziei.
- Mary ..... nie mówmy o TYM.... Ale oczywiście chętnie z tobą zamieszkam. - Staram się uśmiechnąć. Mary odwraca twarz w moją stronę i wzrokiem daje mi do zrozumienia, że mnie rozumie.... że nie muszę przed nią udawać, że jest mi ciężko.... Dobrze jest mieć tą bratnią duszę a takich chwilach....
- Jadłaś coś dzisiaj ? - pyta Mary, słysząc, że burczy mi w brzuchu.
- Nie.. Wypiłam tylko kawę..
- To musimy iść na jakieś porządne śniadanie ! - Mary uśmiecha się szeroko i bierze mnie za rękę.
Wchodzimy do przydrożnej kawiarenki i Mary zamawia dla mnie olbrzymie ciastko, które ma osłodzić moje życie na 5 minut.

*************************************************************************************************************

"Chciałabym, żeby nic z tego nigdy się nie wydarzyło. Żeby nie przytrafiło się mnie, ponieważ okrutnie zawiodłam"

środa, 17 października 2012

Rozdział 13

- Jak się pani czuje ? - pyta pielęgniarka w szpitalu.
- A jak mam się czuć ? -odpowiadam opryskliwie, starając się z całych sił, aby się nie rozpłakać. Jednak pielęgniarka nie wydaje się być urażona.
- Za chwilę przyniosę pani śniadanie.
- Nie jestem głodna.
- Musi pani coś jeść. Aha i ma pani gościa.
- Gościa? - Pytam, ale zanim pielęgniarka mi odpowiedziała, do sali wpadł David, przepychając się z jakimś lekarzem.
- Nie może pan tam wejść bez zgody pacjenta ! - napominał doktor.
- Muszę ją zobaczyć ! Pan tego nie rozumie ? - odpowiedział David. Ostatecznie doktor się poddał i odszedł.
David siada koło mojego łóżka na krześle. Patrzymy na siebie dłuższą chwilę, nie mówiąc nic. Nie potrzebne nam słowa, jego oczy mówią wszystko. "przykro mi" , "będzie dobrze" , "nie martw się" , "musisz dalej żyć .... żyć dla mnie" .
Przez kolejne 2 dni David mnie odwiedzał. Czasami przychodził kilka razy dziennie. To było miłe... szczególnie teraz...

Środa - wychodzę ze szpitala. David przyszedł rano i pomógł mi się pakować. Doceniam to, jak on się stara. Gdy wychodzimy ze szpitala próbuję się do niego chociaż uśmiechnąć, ale kiedy to robię dostaję nagłego ataku płaczu...
- Ciii ! Ciii ! Jestem tu. Jestem.
- Wiem. - David przytulił mnie mocno i zaczęliśmy iść powoli do mojego mieszkania.... - Czekaj ! - powiedziałam, gdy byliśmy przed drzwiami. - Ja.... Nie dam rady.... Nie mogę...
- Rozumiem - uciął. - Pójdziemy do mnie. Zrobię ci gorącą herbatę, pooglądamy jakieś filmy. Ok ? - Ulga. Nie mogę teraz TAM wracać, nie po tym, co się stało.
- Ok ... Dziękuję ci.

Obejrzeliśmy już 2 komedie. Nie potrafię się śmiać. Nie umiem . Mimo największych chęci Davida, nic mi nie pomaga. Wciąż wracam myślami do tamtego dnia .....
- Mogę u ciebie przenocować? - pytam niepewnie.
- No jasne ! Możesz spać na moim łóżku, ja prześpię się na kanapie w salonie.
- Nie chciałabym...
- Nie ma sprawy ! Naprawdę . To nic.
- Dziękuję.

Jest 2.00 AM, kiedy David poszedł spać do salonu. Zostałam sama.
Próbuję się zdrzemnąć, jednak mój mózg zaraz eksploduje od nadmiaru myśli...
Wstaję. Nie mogę zasnąć. Wychodzę na balkon. Londyn tętni życiem. Nigdy nie zasypia. Mam wrażenie, jakby ruch na ulicy trwał wiecznie, bez przerwy. Rześkie powietrze lekko owiewa moją twarz. Oddycham głęboko i zamykam oczy... Widzę siebie i mamę, która odprowadza mnie do przedszkola. Widzę jej radość, gdy zdobywam 1 miejsce w konkursie. A potem powraca biała jak papier twarz z wyłupiastymi oczami. Niby patrzą, ale nie widzą. Krew. Wszędzie krew ! Uciekam. Mama goni mnie... "Chodź do mnie...." - szepcze. " Chodź do mnie..."   Nieee ! - krzyczę i upadam, potykając się o jakiś kamień. Odwracam głowę... Mamy tam nie ma.... Potem odwracam się z powrotem do przodu. Aaa ! - Mama klęczy przede mną z opuszczoną głową. Włosy zasłaniają jej twarz... Nagle podnosi głowę i wykrzywia usta w uśmiechu...
" Wrócisz do nas " . Wyciąga do mnie ręce, a ja krzyczę i czuję, że spadam. Tak. Ziemia otworzyła się, a ja bezwładnie poddaję się grawitacji. Mama zostaje na szczycie, śmiejąc się potwornie...
Piekło. Jestem w piekle. Okropne upiory, umęczone dusze...
Śmierć.
Śmierć, która przeraża. Nie jest zwyczajna, ani wyjątkowa. Po prostu straszna.
Nieee !!! - Krzyczę, gdy jakiś kościotrup wciąga mnie do swojego grobu.
Nieeee !!!!!!!
- KRIS ! - To David. Siedzi na łóżku obok mnie i patrzy na mnie z przerażeniem.
Sen.
To był tylko sen......
Popatrzyłam na zegar - 3.15 AM.
- P-przepraszam.... Miałam koszmar... o mamie...
- To był tylko zły sen, nie martw się .- powiedział i przytulił mnie, a ja już nie płakałam. Byłam przerażona i wszystko w pokoju budziło mój strach.
Ciemność.
Cholerny strach przed czymś czego nie ma, a czego najbardziej boi się ludzka dusza.

*****************************************************************************************************************

„Ustanie cichy szloch serc naszych, zdjętych trwogą, Co żyć nie potrafią i umrzeć nie mogą.”

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 12

Nie wiem ile spałam. Lekko otwieram oczy, biorę telefon - 2.00 PM . Jestem głodna, trzeba się ruszyć do kuchni. Jakimś cudem zbieram się na to, żeby wstać i za drugim razem się udaje, yea.
Ok. Schodzę po schodach.
- Cześć mamo ! - Wołam jeszcze z korytarza. Nikt nie odpowiada. Dziwne. Mama miała mieć dzisiaj wolne, więc powinna być w domu. - Cześć mam ... - Zamarłam.
Mama leżała w kuchni cała zakrwawiona... W kącie siedział ojciec ( pijany ) . Obok niego leżał nóż...
- Jaaa... Ja nie chciałem... Nie miało tak być... Nie ...
Boże...
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu i nie potrafię tego powstrzymać.. Gdy odzyskuję świadomość podbiegam do mamy.
- Mamo !! Odezwij się !! Proszę..  - Krzyczę przez łzy. Przykładam ucho do klatki piersiowej. NIE ODDYCHA. - Niee ! Nieee... - Zaczynam płakać jeszcze bardziej.
Patrzę się w stronę ojca. Nie czuję do niego nic poza nienawiścią...
- JAK MOGŁEŚ ?!?!!? TY CHOLERNY DUPKU !! - Krzyczę najgłośniej jak mogę. Nie przestaję płakać i kulę się.
Przychodzi mi do głowy myśl, żeby zadzwonić po pogotowie.. Próbuję się chociaż trochę opanować i wykręcam numer ze stacjonarnego.
- Błagam... Pomóżcie mojej mamie, proszę !!! .... - Podałam jeszcze adres . Zaraz karetka powinna być.

Po 10 minutach przyjeżdżają. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Widzę, jak próbują ratować mamę. Lekarz po chwili przestaje ją reanimować.
- Co pan robi ?!?! Niech pan ją ratuje !! - Krzyczę, a on tylko stoi i patrzy na mnie ze współczuciem. - Niee. To nie prawda , niee...
- Pani mama.... nie żyje. Przykro mi.
- NIEEE !!! TO NIE JEST PRAWDA !!! TO NIE JEST.... - Wybucham płaczem, jeszcze głośniej niż wcześniej. Muszę się podeprzeć o ścianę, bo zaraz upadnę.... - Za dużo... za dużo.. - Szepczę tak, że nikt mnie nie słyszy. Czuję się bardzo słabo.. Ściemnia mi się przed oczami.... I po chwili czuję tylko, że już nie stoję, tylko leżę na podłodze. Otwieram oczy i widzę, jak część lekarzy podbiega do mnie.. A ja patrzę się w stronę mamy... Ma otwarte oczy i wydaje mi się jakby patrzyła na mnie i chciała powiedzieć "przepraszam". Powieki mi opadają i nie widzę już nic...

**************************************************************************************************************

"Posłuchaj mnie (...). Miałaś sen, to wszystko. Po prostu nieprzyjemny sen.
Dziewczynka kręci głową.
-To się działo naprawdę ! Widziałam ich.
- Nie, wcale nie (...) Już tak to dziwnie jest ze snami.
- Może rzeczywiście to był sen - przyznaje w końcu mała.
Zasiały w niej wątpliwości. Właśnie tak to się odbywa. Tak zaczynamy wątpić w to, co jest prawdą."

wtorek, 9 października 2012

Rozdział 11

- Eee ! Co to ma być ?! Wyjazd , to moje miejsce !! - Otwieram oczy. Jakiś żebrak. - No już ! Zabierać się stąd ! - David też już się obudził. Pomagam mu wstać. - Powiedziałem..
- NO JUŻ IDZIEMY ! - Zdenerwowałam się.
Wychodzimy z Davidem na chodnik przy głównej ulicy. Jedzie taksówka.
- TUTAJ !!!! - Drę się. Auto zwalnia i zatrzymuje się przed nami. Wsiadamy.
- Na Baker Street. - Mówię i ruszamy.
- Jak się czujesz? - Pytam Davida.
- Szczerze? Wszystko mnie cholernie boli.
- Jak dojedziemy, muszę pójść z tobą do lekarza.
- Co? O niee.. To przecież nic takiego..
- Daj spokój, nie bądź dzieckiem; muszę być pewna, że wszystko jest ok.
- No ale..
- Proszę. - Urywam.
- Ok.
- David...
- Tak?
- Kim byli tamci kolesie ? - David odwraca wzrok.
- Nie wiem, jakieś zbiry i tyle.
- Wołali cię po nazwisku..
- Za dużo wrażeń, musiałaś się przesłyszeć. - To możliwe. Za bardzo się bałam, żeby myśleć racjonalnie, więc mogłam rzeczywiście się pomylić.
- Na pewno ich nie znasz ?
- Na pewno.
Dojeżdżamy na miejsce. Zaczynam wysiadać.
- Ej !! A pieniądze to gdzie ?! - Krzyczy kierowca.
- Ale ja nie...
- Ja zapłacę. - Podchodzi do nas jakaś dziewczyna i płaci taksówkarzowi.
Odwraca się do nas, a ja nie wierzę w to , co widzę .
- Mary ?! - Otwieram buzię ze zdumienia.
- A kto by inny ? - Rzucamy się na przywitanie. Świat jest mały, na prawdę.
Mary to moja kuzynka z Bostonu. Nie widziałam ją od ostatniej gwiazdki . Nic się nie zmieniła.
- Dzięki, że za nas zapłaciłaś - Wtrąca David.
- Nie ma za co... Boże... Co ci się stało ?! - Mówi Mary na widok sińców , zadrapań i ran na ciele Davida.
- To nic takiego . - Odpowiada.
- Musimy iść. - Mówię. - Trzeba go zabrać do lekarza.
- Pójdę z wami.
- Nie trzeba. - Mówi David. Nie lubi, gdy ktoś się nad nim lituje, ale  w tej sytuacji nie ma to większego znaczenia. Mary studiowała medycynę, więc jak nie przyjmie nas lekarz, może stać się pomocna.
- Nie ma mowy , nie zostawię was tak samych ! - I tyle było gadania.
Szpital jest niedaleko.
Ok. Wchodzimy.
- Państwo do kogo ? - Pyta pani na recepcji.
- Yyy... Przyjmuje teraz jakiś doktor? - Pytam.
- Tak, pan Duncan jest teraz wolny. Sala numer 35, 1 piętro.
- Dobrze, dziękuję.
Idziemy po schodach.
- Nie możliwe.. - Mary uśmiecha się pod nosem.
- O co chodzi ? - Pyta David, gdy wychodzimy na korytarz 1 piętra. Mary jednak nie mówi nic więcej i oboje nie mamy pojęcia o co jej chodzi.
Szukam drzwi do gabinetu dr. Duncana. O , mam. Otwieram .
- Dzień dobry, mógłby nas pan przyjąć ? - Pytam.
- Tak, proszę wejść. - Wchodzimy. Doktor uporczywie wypisuje jakieś papiery. David siada na krześle , ja stoję, a Mary jeszcze nie weszła.
- Mary !! Możesz wejść ! - Zawołałam. Dr. Duncan zerwał się nagle .
Mary wchodzi do gabinetu uśmiechnięta od ucha do ucha, a dr Duncan wstaje z krzesła i podchodzi do niej.
- Oj Billy Billy , nic się nie zmieniłeś ! - Mówi Mary, śmiejąc się.
- Ty też nie ! - Odpowiada doktor i zaczynają się witać.
Skąd Mary go zna? Dobra, nie ważne. W tym momencie najważniejsze jest, czy z Davidem wszystko w porządku.
- Może pan go zbadać ? - Wtrącam.
- A tak tak... - Doktor wydaje się trochę nieobecny. - Siadaj tutaj.
David przesiada się na inne krzesło i zaczynają się badania.
- Nie wygląda to za ciekawie... Niby nie masz jakichś większych złamań oprócz prawej ręki, ale bezpieczniej byłoby zostawić cię tu na noc na obserwacje .
Po minie Davida nie widać specjalnej radości.
- Proszę - Szepczę do niego. Przecież to wszystko dla jego dobra.
- No dobrze, niech będzie. - Mówi David.
- Trzymaj się. - Mówię, przytulając Davida.
Razem z Mary wychodzimy. Rześkie londyńskie powietrze wita nas przy wyjściu ze szpitala.
- Skąd znasz doktora Duncana ? - Chcę wiedzieć.
- A Billy'ego ? Studiowaliśmy razem ! Nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy, a tu proszę. Kristen, powiedz mi proszę , co się stało twojemu koledze ?
- Wczoraj napadli na nas jacyś kolesie i Davidowi się oberwało, bo stanął w mojej obronie.
- Dobrze się zachował, ale lepiej się więcej już nigdzie nie szwendajcie, ok?
- Dobrze. Mary od jak dawna tu jesteś i kiedy przyjechałaś ?
- Już od miesiąca i ciągle staram się jakoś spotkać z tobą i Susan, ale nigdy nie udaje mi się znaleźć czasu.
- Może dzisiaj byś wpadła ?
- Mogłabym ? To wspaniale ! Dzięki !
- Nie ma sprawy . - Uśmiecham się do Mary.

W domu czekała na mnie mama i godzinne kazanie o tym, że nie mogę się nigdzie włóczyć po nocach itp.
Mary została w salonie i rozmawiała z mamą, próbując mnie jakoś wyratować, więc mama się trochę uspokoiła. Ale i tak wyszło na to, że mam szlaban na 2 tygodnie, pięknie. Mary zostaje u nas na noc - jedyna dobra wiadomość dzisiaj. Zaprowadzam ją do swojego pokoju. Rzucamy się na łóżko, ja włączam jakiś horror i "oglądamy" . Cały czas się śmiejemy , gadamy itp.

Przegadałyśmy chyba całą noc i przez ten czas mój mózg mógł trochę odpocząć od problemów, ale nie da się tak na zawsze. Rano odprowadzam Mary i już wiem, gdzie obecnie mieszka.

Szkoła to najgorsza rzecz na świecie. Znowu dostałam banie z polaka i historii. Jestem NIE-O-BEC-NA.
Martwię się zdrowiem Davida, boję się, że ci kolesie nas odnajdą i kompletnie zapomniałam, że miałam pogadać ze Stevenem ( pewnie jest nieźle wkurwiony ) . CO JESZCZE ?!!?!?!? Za dużo tego wszystkiego. Nie mam już siły.
Ostatnią lekcję sobie odpuszczam i idę za boisko szkolne. Spotykam tam Josha.
- Hej - Mówię.
- Cześć. - Teraz widzę, że w jednej ręce trzyma papierosa. Nie wiedziałam, że pali. - Chcesz ? - Pyta.
- Jednego. - Biorę od Josha fajkę i zapalam. Jest jak lek na moje nerwy. - Dzięki. Też miałeś nieciekawy dzień? - Palę dalej.
- Mam trochę jeszcze kaca. Wczoraj była impreza o Maxa. - Wskazuje palcem na chłopaka grającego w koszykówkę w podkoszulku z numerem 23. - Było zajebiście. Tylko teraz efekty nie za ciekawe.
- Następnym razem bierzesz mnie ze sobą ! - Usiłuję udawać wyluzowaną.
- Haha, no jasne ! Za miesiąc Max robi powtórkę.
- Nie wiem czy chciałby, żebym przyszła.
- Możemy go zapytać. Max !!! - Josh woła chłopaka, a ten odkłada piłkę i podbiega do nas. - To moja znajoma Kris.
- Hej, Max jestem.
- Kristen High, miło. - Podajemy sobie ręce.
- Mogłaby wpaść do ciebie na powtórkę ? - Max mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się, a w jego oczach pojawia się błysk.
- No pewnie, zapraszam !
- Dzięki .- Mówię i dopalam fajkę. Następnie rzucam ją pod nogi i przygaszam butem. - Muszę już iść, miło było cię poznać, Max, cześć . - Mówię i odchodzę.

Steven siedzi na murku przy parku . Gdy mnie widzi, schodzi z niego i podbiega.
- Mieliśmy porozmawiać.. - Zaczyna.
- Tak , wiem... Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałam.. - Steven jest trochę obrażony. - Jeśli masz czas, to pogadajmy teraz.
- Po to właśnie tu czekałem. No ale dobra. Powiedz lepiej, co postanowiłaś....
- Dałam Davidowi jeszcze jedną szansę. - Steven pochmurnieje jeszcze bardziej.
Płyną minuty... Ta niezręczna cisza staje się nie do zniesienia. Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Steven przerywa milczenie.
- Wiesz co robisz ? - Pyta patrząc mi prosto w oczy.
- Tak. - Odpowiadam pewnie.
- Dobrze więc. To był twój wybór..... Życzę wam szczęścia ....- Powiedział Steven bez przekonania i odszedł.
Czuję się źle. Chyba będę chora przez to nocowanie na chodniku i nadmiar problemów, no ale życia się nie wybiera.

*******************************************************************************************************************

"Nie zamierzam już uciekać. To nie jest moje przeznaczenie."

Max Jefferson (20l.) - znajomy Josha. Gra w słynnej drużynie koszykarskiej, udziela lekcji w szkole Kristen i Josha. Uważa Kristen za niezłą laskę, zrobi wszystko, żeby ją zdobyć.

Mary Owens  (22l.) - kuzynka Kristen . Jej matka i Susan High są siostrami. Mary uwielbia książki. Studiowała medycynę, szuka pracy.


poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 10

Josh wygląda na "lekko" zszokowanego TYM wszystkim.
- Mieliśmy pogadać wieczorem, ale to nawet lepiej, że cię teraz widzę. 
- Czyli to z nim miałaś się spotkać wieczorem ? - Josh mierzy Davida wzrokiem z... pogardą "?"
- Tak... Ej my już pójdziemy, ok ? - Podchodzę do Davida .
- No... Ok. Ale widzimy się jutro w szkole ! - Josh spogląda na mnie, nie chce mi się iść jutro do szkoły no ale..
- Spoko. - Odpowiadam i razem z Davidem idziemy do wyjścia. Odwracam głowę w tył i widzę, jak Josh patrzy jak odchodzimy.. Ma strasznie zaciśnięte pięści...

Poszliśmy na shake'a , potem trochę połazić jeszcze po mieście i wieczorem do kina na jakiś horror.
Fajny dzień tak wgl, no poza tym, że padł mi telefon.
Wracamy teraz do domu. Jest 11.30 PM. Przechodzimy przez park i potem jakąś ulicą. Hmm... Dziwne.
Zawsze była oświetlona. Pewnie znowu ktoś rozjebał latarnie. To trochę głupie, ale od dziecka nie cierpię ciemności.
- Boisz się ? - Pyta David z szelmowskim uśmiechem.
- Nie........ AAA !!! Jezus Maria !! Co to było ?! słyszałeś to ?! - Cała drżę , a David zaraz skończy się ze śmiechu.
- Ja jebie .. Hahaha ! To tylko puszka, Kris. - Tak, jestem przewrażliwiona, tak boję się ciemności i TAK, NAJCHĘTNIEJ WGL BYM TĘDY NIE SZŁA.
- Ej, spokojnie . Nie czuję ręki ! - Ze strachu za mocno ścisnęłam rękę Davida i dopiero teraz to dostrzegłam. Ok, Kris OGARNIJ SIĘ ! TU NIKOGO NIE MA ! NI-KO-GO !
Biorę głęboki wdech i jeszcze raz i jeszcze. Ok. Trochę mi lepiej.
- Możemy iść dalej ? - Pyta David.
- Tak.
Idziemy dalej. Chyba źle skręciliśmy, bo trafiliśmy do ślepej uliczki. Kurde, trzeba się wracać. Trochę mnie już nogi bolą, no ale trzeba...
Odwracamy się, żeby zawrócić. Na ścianie obok pojawiają się jakieś cienie. Słychać głosy, a raczej pokrzykiwanie i przekleństwa.
- No no no ! Proszę kurwa, kogo my tu mamy ! - Jakieś zbiry. Jest ich czterech. Jeden spity na amen.
David wychodzi przede mnie, osłaniając mnie. Nie wiem co robić, nie mamy dokąd uciec.. Tamci podchodzą coraz bliżej... Zaczynam się bać...
- Odpierdolcie się ! - Woła do nich David.
- E e e ! Chcesz w ryj ?! - Ten pijany wyciąga z kieszeni nóż i podbiega szybko do Davida, omal się nie przewracając. Robi zamach. David szybko się usuwa i wykręca mu ręce, wyrywając nóż, który chowa do kieszeni. Potem odpycha go mocno tak, że tamten się przewraca i nie ma siły się podnieść. Przez chwilę myślałam, że nie żyje, ale raczej nie mógł wstać przez nadmiar procentów.
Jeden z głowy. Pozostaje tamtych trzech. 
- Odwalcie się od nas ! - Krzyczy David. Chciałabym zareagować, ale odebrało mi mowę...
- Oj Turner Turner... Ryj, gówniarzu !  - Skąd oni znają Davida ?!
- Dddavid ską.... - W tym momencie jeden z pozostałych podbiega do mnie . Na szczęście David szybko reaguje i uderza pierwszy. Tamten wstaje i rusza prosto na niego, powalając go na ziemię. David stara się wyrwać, ale nie ma szans... Podbiegają tamci dwaj i zaczynają kopać Davida.. Jeden pluje na niego.
- PRZESTAŃCIE !!! BŁAGAM ! - Krzyczę przez łzy. Nie słuchają. Muszę coś zrobić ! Patrzę dookoła siebie i widzę szklaną butelkę po piwie. Nie ma czasu . Łapię ją szybko i uderzam z całej siły w głowę jednego kolesia. Ten pada na ziemię z wciąż otwartymi oczami. Po chwili wokół niego robi się plama krwi...
- Pożałujesz tego, suko ! - Drą się do mnie - A z tobą Turner się jeszcze policzymy, zobaczysz ! - Uciekają.
Podbiegam do Davida. Boże. Cała twarz zmasakrowana... Rozcięta warga, brew... Podnoszę jego koszulę..
- Auaa ! Ssss ! Cholernie boli ! - David wykrzywia się w bólu. Jest cały zmasakrowany. Na pewno nie da rady iść.
Boże.... Co ja zrobiłam .... Zabiłam człowieka....... Mogę trafić do więzienia, Boże nie !
Nie ma sensu iść dalej. David jest wyczerpany, ja zresztą też... Musimy zostać tutaj.
- Nie pójdziemy dziś dalej. - Mówię.
- Ja...
- Cii .. Nie mów nic, odpocznij trochę.. - David powoli zamyka oczy.
- Przepraszam - Szepta tak, że ledwo usłyszałam.
Znajduję jakiś stary koc  na balkonie parterowym. Chyba nikt się nie obrazi. Przykrywam Davida i siadam obok niego. To tyle co mogę teraz dla niego zrobić.

***********************************************************************************************************

"[...] nie możemy cały czas żyć w świetle. Tyle światła, ile potrafisz, musisz zanieść ze sobą w ciemność."