Translate

wtorek, 9 października 2012

Rozdział 11

- Eee ! Co to ma być ?! Wyjazd , to moje miejsce !! - Otwieram oczy. Jakiś żebrak. - No już ! Zabierać się stąd ! - David też już się obudził. Pomagam mu wstać. - Powiedziałem..
- NO JUŻ IDZIEMY ! - Zdenerwowałam się.
Wychodzimy z Davidem na chodnik przy głównej ulicy. Jedzie taksówka.
- TUTAJ !!!! - Drę się. Auto zwalnia i zatrzymuje się przed nami. Wsiadamy.
- Na Baker Street. - Mówię i ruszamy.
- Jak się czujesz? - Pytam Davida.
- Szczerze? Wszystko mnie cholernie boli.
- Jak dojedziemy, muszę pójść z tobą do lekarza.
- Co? O niee.. To przecież nic takiego..
- Daj spokój, nie bądź dzieckiem; muszę być pewna, że wszystko jest ok.
- No ale..
- Proszę. - Urywam.
- Ok.
- David...
- Tak?
- Kim byli tamci kolesie ? - David odwraca wzrok.
- Nie wiem, jakieś zbiry i tyle.
- Wołali cię po nazwisku..
- Za dużo wrażeń, musiałaś się przesłyszeć. - To możliwe. Za bardzo się bałam, żeby myśleć racjonalnie, więc mogłam rzeczywiście się pomylić.
- Na pewno ich nie znasz ?
- Na pewno.
Dojeżdżamy na miejsce. Zaczynam wysiadać.
- Ej !! A pieniądze to gdzie ?! - Krzyczy kierowca.
- Ale ja nie...
- Ja zapłacę. - Podchodzi do nas jakaś dziewczyna i płaci taksówkarzowi.
Odwraca się do nas, a ja nie wierzę w to , co widzę .
- Mary ?! - Otwieram buzię ze zdumienia.
- A kto by inny ? - Rzucamy się na przywitanie. Świat jest mały, na prawdę.
Mary to moja kuzynka z Bostonu. Nie widziałam ją od ostatniej gwiazdki . Nic się nie zmieniła.
- Dzięki, że za nas zapłaciłaś - Wtrąca David.
- Nie ma za co... Boże... Co ci się stało ?! - Mówi Mary na widok sińców , zadrapań i ran na ciele Davida.
- To nic takiego . - Odpowiada.
- Musimy iść. - Mówię. - Trzeba go zabrać do lekarza.
- Pójdę z wami.
- Nie trzeba. - Mówi David. Nie lubi, gdy ktoś się nad nim lituje, ale  w tej sytuacji nie ma to większego znaczenia. Mary studiowała medycynę, więc jak nie przyjmie nas lekarz, może stać się pomocna.
- Nie ma mowy , nie zostawię was tak samych ! - I tyle było gadania.
Szpital jest niedaleko.
Ok. Wchodzimy.
- Państwo do kogo ? - Pyta pani na recepcji.
- Yyy... Przyjmuje teraz jakiś doktor? - Pytam.
- Tak, pan Duncan jest teraz wolny. Sala numer 35, 1 piętro.
- Dobrze, dziękuję.
Idziemy po schodach.
- Nie możliwe.. - Mary uśmiecha się pod nosem.
- O co chodzi ? - Pyta David, gdy wychodzimy na korytarz 1 piętra. Mary jednak nie mówi nic więcej i oboje nie mamy pojęcia o co jej chodzi.
Szukam drzwi do gabinetu dr. Duncana. O , mam. Otwieram .
- Dzień dobry, mógłby nas pan przyjąć ? - Pytam.
- Tak, proszę wejść. - Wchodzimy. Doktor uporczywie wypisuje jakieś papiery. David siada na krześle , ja stoję, a Mary jeszcze nie weszła.
- Mary !! Możesz wejść ! - Zawołałam. Dr. Duncan zerwał się nagle .
Mary wchodzi do gabinetu uśmiechnięta od ucha do ucha, a dr Duncan wstaje z krzesła i podchodzi do niej.
- Oj Billy Billy , nic się nie zmieniłeś ! - Mówi Mary, śmiejąc się.
- Ty też nie ! - Odpowiada doktor i zaczynają się witać.
Skąd Mary go zna? Dobra, nie ważne. W tym momencie najważniejsze jest, czy z Davidem wszystko w porządku.
- Może pan go zbadać ? - Wtrącam.
- A tak tak... - Doktor wydaje się trochę nieobecny. - Siadaj tutaj.
David przesiada się na inne krzesło i zaczynają się badania.
- Nie wygląda to za ciekawie... Niby nie masz jakichś większych złamań oprócz prawej ręki, ale bezpieczniej byłoby zostawić cię tu na noc na obserwacje .
Po minie Davida nie widać specjalnej radości.
- Proszę - Szepczę do niego. Przecież to wszystko dla jego dobra.
- No dobrze, niech będzie. - Mówi David.
- Trzymaj się. - Mówię, przytulając Davida.
Razem z Mary wychodzimy. Rześkie londyńskie powietrze wita nas przy wyjściu ze szpitala.
- Skąd znasz doktora Duncana ? - Chcę wiedzieć.
- A Billy'ego ? Studiowaliśmy razem ! Nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy, a tu proszę. Kristen, powiedz mi proszę , co się stało twojemu koledze ?
- Wczoraj napadli na nas jacyś kolesie i Davidowi się oberwało, bo stanął w mojej obronie.
- Dobrze się zachował, ale lepiej się więcej już nigdzie nie szwendajcie, ok?
- Dobrze. Mary od jak dawna tu jesteś i kiedy przyjechałaś ?
- Już od miesiąca i ciągle staram się jakoś spotkać z tobą i Susan, ale nigdy nie udaje mi się znaleźć czasu.
- Może dzisiaj byś wpadła ?
- Mogłabym ? To wspaniale ! Dzięki !
- Nie ma sprawy . - Uśmiecham się do Mary.

W domu czekała na mnie mama i godzinne kazanie o tym, że nie mogę się nigdzie włóczyć po nocach itp.
Mary została w salonie i rozmawiała z mamą, próbując mnie jakoś wyratować, więc mama się trochę uspokoiła. Ale i tak wyszło na to, że mam szlaban na 2 tygodnie, pięknie. Mary zostaje u nas na noc - jedyna dobra wiadomość dzisiaj. Zaprowadzam ją do swojego pokoju. Rzucamy się na łóżko, ja włączam jakiś horror i "oglądamy" . Cały czas się śmiejemy , gadamy itp.

Przegadałyśmy chyba całą noc i przez ten czas mój mózg mógł trochę odpocząć od problemów, ale nie da się tak na zawsze. Rano odprowadzam Mary i już wiem, gdzie obecnie mieszka.

Szkoła to najgorsza rzecz na świecie. Znowu dostałam banie z polaka i historii. Jestem NIE-O-BEC-NA.
Martwię się zdrowiem Davida, boję się, że ci kolesie nas odnajdą i kompletnie zapomniałam, że miałam pogadać ze Stevenem ( pewnie jest nieźle wkurwiony ) . CO JESZCZE ?!!?!?!? Za dużo tego wszystkiego. Nie mam już siły.
Ostatnią lekcję sobie odpuszczam i idę za boisko szkolne. Spotykam tam Josha.
- Hej - Mówię.
- Cześć. - Teraz widzę, że w jednej ręce trzyma papierosa. Nie wiedziałam, że pali. - Chcesz ? - Pyta.
- Jednego. - Biorę od Josha fajkę i zapalam. Jest jak lek na moje nerwy. - Dzięki. Też miałeś nieciekawy dzień? - Palę dalej.
- Mam trochę jeszcze kaca. Wczoraj była impreza o Maxa. - Wskazuje palcem na chłopaka grającego w koszykówkę w podkoszulku z numerem 23. - Było zajebiście. Tylko teraz efekty nie za ciekawe.
- Następnym razem bierzesz mnie ze sobą ! - Usiłuję udawać wyluzowaną.
- Haha, no jasne ! Za miesiąc Max robi powtórkę.
- Nie wiem czy chciałby, żebym przyszła.
- Możemy go zapytać. Max !!! - Josh woła chłopaka, a ten odkłada piłkę i podbiega do nas. - To moja znajoma Kris.
- Hej, Max jestem.
- Kristen High, miło. - Podajemy sobie ręce.
- Mogłaby wpaść do ciebie na powtórkę ? - Max mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się, a w jego oczach pojawia się błysk.
- No pewnie, zapraszam !
- Dzięki .- Mówię i dopalam fajkę. Następnie rzucam ją pod nogi i przygaszam butem. - Muszę już iść, miło było cię poznać, Max, cześć . - Mówię i odchodzę.

Steven siedzi na murku przy parku . Gdy mnie widzi, schodzi z niego i podbiega.
- Mieliśmy porozmawiać.. - Zaczyna.
- Tak , wiem... Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałam.. - Steven jest trochę obrażony. - Jeśli masz czas, to pogadajmy teraz.
- Po to właśnie tu czekałem. No ale dobra. Powiedz lepiej, co postanowiłaś....
- Dałam Davidowi jeszcze jedną szansę. - Steven pochmurnieje jeszcze bardziej.
Płyną minuty... Ta niezręczna cisza staje się nie do zniesienia. Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Steven przerywa milczenie.
- Wiesz co robisz ? - Pyta patrząc mi prosto w oczy.
- Tak. - Odpowiadam pewnie.
- Dobrze więc. To był twój wybór..... Życzę wam szczęścia ....- Powiedział Steven bez przekonania i odszedł.
Czuję się źle. Chyba będę chora przez to nocowanie na chodniku i nadmiar problemów, no ale życia się nie wybiera.

*******************************************************************************************************************

"Nie zamierzam już uciekać. To nie jest moje przeznaczenie."

Max Jefferson (20l.) - znajomy Josha. Gra w słynnej drużynie koszykarskiej, udziela lekcji w szkole Kristen i Josha. Uważa Kristen za niezłą laskę, zrobi wszystko, żeby ją zdobyć.

Mary Owens  (22l.) - kuzynka Kristen . Jej matka i Susan High są siostrami. Mary uwielbia książki. Studiowała medycynę, szuka pracy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz